wtorek, 29 kwietnia 2014

8.Czarne chmury.

Z facetami jak z drzwiami – jak nie pierdolniesz, to się nie zamkną!
- Chcesz coś?- rano przychodzi do pokoju Harry.
Ta siada na łóżku zdziwiona.
- Nie?
- Co tu robisz?
- Dalej nie umiesz po prostu odpowiedzieć?
- Chyba. Mogę wstać?
- Nie wkurwiaj mnie Demi, proszę.
- 10 centów. To mogę wstać?
- Jesteś u siebie. - rzuca koło niej monetę i wychodzi do salonu.
Demi idzie do łazienki. Wchodzi pod prysznic. Bardzo, bardzo długi prysznic bo mijają dwie godziny.
Mężczyzna robi jej śniadanie i czeka w kuchni. Demi siedzi przy stole i pije herbatę.
- Możesz przestać wymyślać głupoty?- słyszy.
- To było jednorazowo. Znalazłam to u ciebie w domu - wzrusza ramionami i je suchy chleb.
- Jesteś jak dziecko. Wszystko trzeba przed tobą chować.
- Czemu nie jesteś w Miami? - patrzy na niego.
- Nie jedziemy.
- Szybko zmieniasz decyzję - śmieje się.
Wstaje z krzesła i sprząta po śniadaniu. W jednej chwili chlapie chłopaka wodą.
Ten stara się to zignorować.
Ponawia to. Znów go moczy powstrzymując śmiech.
- Taki spięty...
Zaciska palce na butelce wody, wstaje i wylewa całą zawartość na nią.
- Widzę że czujesz się lepiej.
- Znacznie - wystawia mu język i odgarnia kosmyki włosów.
- Cudownie - wraca na krzesło.
- Gbur - mówi do siebie i zdejmuje bluzkę. Klęka na kafelkach zmywając podłogę. Akurat tyłem do Harry'ego.
- Nie przesadzaj Demi. Uważaj na słowa.
- Właściwie to co tu jeszcze robisz? Przebywasz z najbardziej irytującą osobą, której nie cierpisz. Nie widzę sensu - nie odrywa się od swojego zadania.
- Odbijało ci.
- Nadal będzie odbijać. - Otwiera okno i wychyla się.
- Ubierz się i uspokój - pociąga ją za spodnie.
Demi idzie się przebrać i wychodzi z mieszkania.
- Czekaj, czekaj.- łapie ją na klatce. - Gdzie idziesz?
- Nie wiem.
- Nie pójdziesz sama - wpycha ją do domu. - Dzwoń po Amandę.
- Pójdę sama. Sam powiedziałeś, że mogę robić co chce bo ciebie to nie obchodzi, bo dajesz mi spokój - mówi wolno jak do dziecka.
- Ale ty jesteś głupia. Dzwoń, albo zostajesz.
- Nie mam telefonu - przypomina mu i znów idzie do drzwi. Zamyka mu je przed nosem i schodzi na dół. Idzie bardzo powoli. Nie zna tej okolicy. Czy jest bezpieczna?
Po piętnastu minutach obok niej idzie Niall.
- Kolejny... - mruczy pod nosem.
- Spoko, ja jestem fajny.
- Wszyscy jesteście. Nie oto chodzi. Wczoraj mówił co innego, a dzisiaj mam ochronę.
- Bo nie chce żebyś sobie coś zrobiła.
- To nie jest jego sprawa. Wczoraj odpuścił. Nie powinno go to intereso... - zamiera widząc Ethana. Odwraca się i szybkim krokiem idzie w drugą stronę. PRzez łzy ledwo coś widzi.
- Ej.. Myślałem że idziemy na spacer.
- On tam jest, on tam jest...
- Kto?- dogania ją.
- On... - biegnie szybciej.
- No stój, wolniej. Mam dzwonić po Hazze czy mi powiesz?
- Uciekaj!
Horan łapie ja za nadgarstek i stają.
- Nic ci nie zrobi.
- Tego nie wiesz! Chcę do Harry'ego!
- Co?- dziwi się.
Widzi Ethana i znów chce biec.
- Chcę do Harry'ego!
- Dobra mała juz. - trzyma ją mocno. - Masz iść spokojnie, powoli. Jak gdyby nigdy nic. Jasne?
- Ale ja się boję...
- Po prostu mnie posłuchaj. - puszcza ją powoli.
Idzie za nim i ciągle się odwraca. Na następnym skrzyżowaniu blondyn wsadza ją  w auto. Dziewczyna siedzi zdenerwowana i zapłakana. Nie pozwala się dotknąć, gdy wysiadają. Pamięta jak ją bił...jak wyzywał i jak gwałcił.
- Już, jesteśmy - otwiera jej drzwi od mieszkania.
- A tam jest Harry? - pyta cicho, tak że tylko Niall słyszy.
- Jest.
- Harry?
- Hmm? – słyszy z sypialni.
Biegnie do niego. Przewraca go na łózko i przytula się. Cała drży.
- Co jest? Oddychaj słońce..- siada powoli z nią na kolanach.
Zamyka mocno oczy trzymając w piąstkach koszulę mężczyzny. Wchodzi Niall nieco zdziwiony.
- Zobaczyła Ethana i się wystraszyła.
- Mówił coś do niej? Zrobił coś?
Blondyn kręci głową, a Demi na sam dźwięk imienia Ethan spina się.
- Mówiła, że się boi i uciekała.
- Zadzwoń do Liama żeby przywiózł blondynę. No już kochanie, pięć minut i będzie Amanda - poprawia ją w swoich ramionach.
Niall za poleceniem wychodzi. Wyjmuje telefon i dzwoni do przyjaciela prosząc aby przywiózł Amandę.
Gdy ta przyjeżdża Harry zostawia je same i wychodzi do chłopaków.
- Dopilnujcie żeby nigdy więcej nie miała szansy go spotkać.
- Ethan, jest twoim wrogiem. Ale jeśli chcesz, to zajmiemy się tym.
- Gadał któryś z Zaynem lub Lou? Wiecie czy mają już Perrie?
- Tak. Odbili ją.
- Niech wrócą dopiero jutro.
- Czemu tak?
- wmówi się że wszyscy tam byliśmy podczas gdy ktoś zabił tego kretyna. Liam zostań z dziewczynami i załatw to, a ty bodyguard idziesz ze mną.
- Jak zacznie mi płakać, że chce do ciebie to przylatujesz w podskokach - ostrzega go Payne.
- Możesz być spokojny. - mówi zły i wychodzą.
Amanda przytula Demi, która próbuje wyrzucić przykre obrazy z głowy.
- Jest dobrze, nic się nie stało..
- Nie porwie mnie już?
- Nikt. Koniec przykrości.
- Gdzie Harry? - patrzy na Liama.
- Wyszedł z Niallem.
Dziewczyna wstaje z łóżka i idzie do kuchni. Robi parze kolację. Potem siadają i Amanda zmusza ją do jedzenia.
- Będę gruba…
- Ja też i będziemy razem biegać.
Louis trzyma się ręką o poręcz tira czasem zaglądając do kabiny kierowcy. Thomas, który im pomaga kieruje ciężarówkę przez tunele dopiero się budujące. Lou wyciąga telefon, dalej mocno się trzymając i dzwoni do Stylesa.
- Co?- słyszy znajomy, zdenerwowany głos.
- Poprawić ci humor? Uważaj, gliny za nami - mówi do Toma.
- Louis szybko.
- Mam cały tir z naczepą, pełną rezerw federalnych.
- Mieliście siedzieć na dupie. - mówi choć ta wiadomość rzeczywiście powoduje uśmiech na jego twarzy.
- Człowieku, ja i siedzenie na dupie to jak Demi która pójdzie z tobą na łóżka. Nierealne.
- Louis morda. Muszę kończyć, dokończ to wtedy pogratuluję
- Dobraa. - rozłącza się. - Zjeżdżamy tam, przepakowujemy na statek i bingo kolego.  - uśmiecha się zadowolony.
- Styles zaskoczony?
- Chyba kogoś zabija.
- Norma.
Louis się śmieje tylko.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Informacja

Hej Wam! Przypominam o jednej sprawie. Jeśli chcecie szablon to zapraszam do nas na Graficiarnie. 
Ja nie wykonuję zamówień, ale druga autorka tak. Za to może znajdzie coś dla siebie. Są to szablony 1D.

niedziela, 27 kwietnia 2014

7. Zamach.

WAŻNE PYTANIE
KTO BYŁ NA YOUNG STARS FESTIVAL?!


- Idiotka, debilka, frajerka...
- Skończyłeś już wymieniać swoje byłe?

Czuje szarpnięcie i widzi Stylesa.
- Zostawiam. Biorę do nowego domu i zostawiam w upragnionym spokoju-. Przerzuca ją przez ramię i wraca do auta.
- Nie! Zrozum człowieku że nie chcę. NIE CHCĘ SŁYSZYSZ? - płacze bijąc jego plecy. - Proszę... zostaw tu.
- Dlaczego? Masz czego chciałaś. - wsadza ją do środka i sam zajmuje swoje miejsce blokując drzwi.
- No właśnie nie. Chcę wyjść. Tego chcę. Nie chcę pieniędzy, domu ani salonu. - gdy rusza dziewczyna wpatruje się w kierownicę. Kładzie na nią rękę i gwałtownie skręca.
Temu w ostatniej chwili udaję się naprostować.
- Demi nie zginiesz kurwa! - nie patrzy na nią. Pod wieżowcem znowu bierze ją na ręce. Z nią i torbą jedzie na odpowiednie piętro. W mieszkaniu jest już Amanda.
- Pusc, nie Dotykaj - nagle wspomnienia wracają. Brunetka na ślepo odszukuje łazienki. Jest w.jakimś amoku. ubrana wchodzi pod prysznic.
- Co jej zrobiłeś?!- krzyczy Amanda.
- No nic!
Patrzą na siebie długo.
- Będziesz jej pilnować?- pyta brunet.
- Tak! Idź stąd. - mówi zła i biegnie do łazienki.
- Liam. - upomina przyjaciela który dalej stoi.
- Nie stary. Nie idę.
- Koniec, odpuszczamy.
- Może ty tak.
- O czym ty gadasz?
- Jest dla.mnie.ważna. Nie zrozumiesz. Jesteś za bardzo ograniczony.
- Co ty pieprzysz?! Nienawidzi cię.
- Trochę się zmieniło...Nie.niena widzi. Twoja też nigdy ci nie powiedziała nienawidzę cię? Boją się.
- Miami Liam.
- Ty Miami, ja London - znika w łazience. Pomaga Mandy z Demi.
Styles czeka w salonie. Chciał ją zostawić więc dlaczego nagle wszystko mu w tym przeszkadza. Nagle nic nie jest proste. Jakb .ktoś sobie z nim igrał. Liam zanosi dziewczynę do łóżka. Demi,.która ma gorączkę zasypia .
- Chcesz wszystko spieprzyć bo ci się romansu zechciało?
Dociska go do ściany.
 – Ty prawie wszystko spieprzyles uganiając się za nią. Moja kolej.
- Zostawić nas? Zapomnieć?
- Albo zostaję tu albo będę musiał wziąć Amandę ze sobą. Plus bonus.
- Ona musi pilnować jej.
- No właśnie o tym mówię.
- Demi nie chce jechać.
- Styles ona nic nie chce. Najlepiej by skoczyła z okna. Ale.to tak jest po tych tabletkach.- podaje mu pudełko silnych środków.
- Tak ma po mnie, a to Amanda jej zabierze.
- Ja tam nie wiem. Narkotyki zmieniają ludzi. Jadę po rzeczy Amandy .
- Weź ją ze sobą.
- Gdzie?
- Po te rzeczy.
Patrzy na niego, ale nic nie mówi. Idzie po dziewczynę. Wychodzą. Harry odwołuje wyjazd.
Dzwoni z tego powodu do chłopaków. Żaden nie rozumie o co mu chodzi.
 - Powód jakiś masz? - pyta Louis. - Zachowujesz się jak baba w ciąży
- Rządzimy kiedy jesteśmy wszyscy. Nie zostawię tu tego kretyna. - mówi siedząc w salonie.
- A czemu on chce zostać?
- Sam się wam pochwali.
Demi otwiera oczy. Jest pół przytomna, a gorączka sięga 40 stopni. Wygrzebuje się z kocy i wstaje. Ktoś coś do niej mówi. Mama? Tata? Nie...to chyba nie oni. Wydaje jej się. Świat wiruje.
- Wszystko dobrze?
Mruży oczy. Opiera się o ścianę dwoma rękoma. Głos skądś dochodzi.
- Demi?- Harry lekko się niepokoi. Nie podoba mu się to wszystko. Daje jej szklankę wody i pomaga wypić.
Dziewczyna z powrotem siada na łóżku. Z pozoru wygląda jak naćpana, ale to tylko temperatura i przez nią omamy. Drżąc z zimna kładzie się.
- Przy-przytul...- mruczy niewyraźnie
- Amandy nie ma.
- Wiem.., bo widzę ciebie..
- Chcesz kolejny koc?
- Nie. Chcę cię zarazić. - nabiera siły na tą wypowiedź. - Po prostu kurczę, przytul- zamyka oczy obejmując się ramionami.
Kładzie się delikatnie i patrzy na nią.
Wkłada jedną rękę na pod poduszkę na której leży dziewczyna, a drugą poprawia jej koce. Demi oddycha przez usta. Gorączka trzęsie jej ciałem. Powoli Zasypia. Harry nie wie co mógłby zrobić. Delikatnie wstaje, bierze mały ręcznik i moczy go w lodowatej wodzie. Wraca do sypialni i kładzie okład na czole dziewczyny.
Skąd ta gorączka? Nie była chora, dopiero wyszła ze szpitala. Mężczyzna siada na fotelu i patrzy na nią.
Wraca Amanda z Liamem.
- Co jej jest?- pyta dziewczyny.
- Nie wiem. Chyba jest chora.
- Niby...ugh. Nie jedziemy do Miami.
- Co?
- Nie chcesz spokoju?- patrzy na blondynkę.
- W drodze po rzeczy ustaliliśmy nowe zasady.
- Nowe zasady..- uśmiecha się ironicznie
- Jesteś głupi.
- Cofniesz to albo nawet Romeo cię nie obroni.
- Jesteś głupim idiotą.
Harry wstaje i odpycha chłopaka od niej. Strzela jej pod nogi i milimetry obok głowy.
Jest przerażona. Zawsze będzie się go bać.
- Kretyn - biegnie do sypialni Demi.
- Nowe zasady? Czyli bez zasad?!
- Wcale nie. Nie moja wina, że nie słucha.
- Więc przywołaj ją do porządku.
- Dobra - poddaje się.
- Liam - ostrzega go - inaczej ja to zrobię.
- Taki ładne mieszkanie, a ty już je zniszczyłeś.
Mrozi go wzrokiem i dzwoni po lekarza.
Ten przyjeżdża po godzinie.
- I co jej jest?- pyta Styles.
- Przeziębienie - odpowiada zapisując lek na recepcie.
- Tylko?- dziwi się
- Tajemnica lekarska.
- No chyba może mi pan powiedzieć
Wzdycha cicho i prowadzi go do kuchni.
- Dreszcze wywołane heroiną w organizmie. To raczej nie duża dawka.
- Czyli jak to zniknie to będzie dobrze?
- Tak.
Chłopak płaci mu i lekarz wychodzi.
Demi podziwia sufit dobrą całą noc.

czwartek, 24 kwietnia 2014

BABY!

http://try-hard-fanfiction.blogspot.com/

6. All of me.

Jak mi mówią "musisz", ja im mówie "niekoniecznie".
Harry za to śni w najlepsze. Dziękuje Bogu, gdy wreszcie się budzi. Przeciąga się i przeciera twarz.
- Mogę wstać?
- Długo nie śpisz?
- Parę godzin.
- Dopiero teraz chcesz wstać?
- Budzić mi się ciebie nie chciało.
- Skoro mówię że możesz to robić to znaczy ze możesz. Kołdra ma zostać, znajdziesz coś innego to masz szczęście.
- No mam - odpowiada i bierze prześcieradło. Znika w garderobie.
Styles schodzi na dół i robi śniadanie. Oboje jedzą bez słów.
Jak to co dziewczyna je można nazwać śniadaniem. Dzwoni Liam mówiąć, że akcja idzie dobrze.
Co z resztą godzinę później widać po ich kontach.
Duuużo zer. Czas do świętowania. Odkłada telefon i wraca do salonu. Do godziny 15, Demi zdążyła posprzątać dom, zrobić jemu obiad i znaleźć książki które będzie czytać.
- zejdz na dół. - słyszy gdy jest w bibliotece.
Robi to powoli i bardzo niechętnie.
- Siadaj - pokazuje na kanapę.
- Hał - zajmuje miejsce.
- Trzeba ci coś kupić?
- Lakier, farbę, tusz, fluid, mleczko, tonik... - wymienia.
- Ty…poważnie?
- Nie, na niby.
- Trzymaj język krótko. Ubieraj się.
- Kup sobie psa – odpowiada złośliwie i idzie na górę.
Sukienkę zmienia na szare spodnie dresowe i duży, biały t-shirt. Zakłada trampki i schodzi.
- Czemu tak?- krzywi się. - Wolę jak jesteś bardziej kobieca.
Zakłada full capa, którego zostawił Zayn ( jego nawet lubi.) Wychodzą z domu.
Jadą do galerii. Harry wychodzi z auta i kiedy dziewczyna też to robi bierze ją za rękę i trzyma zdecydowanie. Zamyka auto i wchodzą do budynku.
Wlecze się zanim jak na skazanie.
- Zachowuj się normalnie. - przyciąga ją bliżej.
- To jest normalnie.
- Nie i dobrze o tym wiesz.
- To ty wiesz najlepiej jak się zachowuje.
- Który sklep?
- Ten - wskazuje na douglas.
- Zapraszam - wprowadza ją do środka.
Dziewczyna bierze to co jej potrzebne i co jest najtańsze.
- Ja bym mnie naciągał na twoim miejscu.
- Ale ja nie jestem tobą.
- Kupuj co chcesz i chodź.
Wychodzą po dziesięciu minutach.
- Coś jeszcze?
Kręci głową.
- Na pewno?
Kiwa głową.
- Pizza? Sałatka? Frytki? Mięso?
Krzywi się i kręci głową. Idą do sklepu spożywczego, bo go tam ciągnie. Kupuje deski chlebowe.
- Zacznij jeść normalnie. - odkłada to.
- Jem - bierze to.
- Wcale nie. To może być jedynie kolacją, albo tak o. Bierz coś innego.
No to bierze bułki i je kupuje.
- Jedz. - podaje jej talerz.
- Jem - pokazuje na swój stojący na podłodze obok.
Przekłada kartkę biorąc do ust kolejny kawałek pieczywa.
- To. Nie. Jest. Obiad.
- Jezus, żył o chlebie i wodzie. Chleb czy ziemniak, tak samo zapełni brzuch.
- Będę zamykał ci bibliotekę.
- Ograniczysz mnie aż do swojego stopnia rozwinięcia inteligencji?
- Będziesz jeść?
- Jem - kończy swój obiad.
- Wiesz o czym mówię
Idzie do kuchni i przynosi sobie bułkę,
- Widzisz, jem - wraca do książki.
Zabiera jej ją i patrzy wyczekująco.
- Zdecyduj się.
- Na obiad jesz co ja mówię, resztę jak chcesz.
- Uuu pan Styles ma nowe zasady. Czekaj zacznę spisywać.
Pociąga ją za ramię do góry i pcha ma ścianę.
Przechodzi mu pod ramieniem i zamyka drzwi schodząc do kuchni. Wyjmuje z szafek proszki przeciwbólowe. Łyka jedna za drugą. Styles strzela w zawiasy i zbiega na dół. Jest wściekły gdy widzi puste pudełko. Patrzy na Demi zdenerwowany. Dziewczyna osuwa się na podłogę i powoli zamyka oczy. Ten bierze ją na ręce i jedzie do szpitala. Wbiega na pogotowie i pokazuje pudełko po lekach.
Lekarze zdążają zrobić płukanie żołądka.
Wchodzi na sale gdzie ta dalej leży nieprzytomna. Jest blada. Mężczyzna ciągnie się za włosy. Chwila niedopilnowania i by się zabiła. Mogła wyjść w nocy z łóżka i wziąć te tabletki. Wypuszcza głośno powietrze. Palcami przejeżdża po jej wargach.
Demi spokojnie śpi narkozie. Klatka niewidocznie się.unosi
- Jesteś cholernie głupia.
- Wzajemnie.
Słyszy cicho .
- Zamknij się. Ani słowa.- mówi spokojnie.
Brunetka nie otwiera oczu. Nadal śpi, więc to mu się wydawało. Zrezygnowany opiera głowę o łóżko. Siedzi w takiej pozycji długi czas. Słyszy denerwujący, tykający zegarek. W końcu wkurwiony wyciąga z niego baterię. Demi budzi się w środku nocy. Harry gdy otwiera oczy nie widzi dziewczyny. Dopiero po kilku minutach brunetka wchodzi do sali.
- Gdzie byłaś?
Wchodzi na łóżko i przykrywa się.
 - Głowa mnie bolała. Dali mi tabletki.
- Wiesz jak ci powinienem skórę przetrzepać?
- Wystarczyło zostawić.
- Śpij.
Bierze szklankę wody i połyka tabletke zamykając oczy. Harry już nie zasypia. Za to Demi tak. Wychodzi dopiero dwa dni później. Gang jest u Harry'ego. Ten jest dopiero w drodze. Chłopaki mają mu za złe że ciągle zajmuje się tą gówniarą  ani pracą. Jedynie Liam się nie odzywa. Po prostu siedzi cicho.
- A ty co  milczysz?
- Tak lubię. - do domu wchodzi Styles z dziewczyną.
Demi jak zaprogramowana idzie na górę.
- Nie masz tabletek w domu?- pyta mężczyzna zły.
- O co chodzi? - nie wiedzą co się stało.
- Trzeba zmienić miejsce. - ignoruje pytanie. - Pojutrze jedziemy do Miami. Tam jest już miejsce i chaty.
- Co ci tu przeszkadza?
- Nic. To tam mnie ciągnie.
- A mnie ciągnie do Rzymu a Louisa do Oslo i co.
- Luke, Zac, Ethan, Troy.. Nie kusi was rozpierdolenie ich?
- Dobra. Masz rację.
- Tam jest Perrie - kończy patrząc na Zayna.
Chłopaki zaczynają się zbierać. Liam zostawia Amande i wychodzą m.
- Idź do niej - mówi do blondynki.
Amanda znika na górze. Demi przytula ją rozpłakując się.
- Cicho..- mówi ta też prawie płacząc.
- Ja nie chcę...
- Mówili o Miami.
- Wyjazd?
Kiwa twierdząco głową. Demi siada na fotelu chowając twarz w dłoniach. Po chwili pisze na kartce "Szansa.na lotnisku". Pokazuje przyjaciółce i pali kartkę w kominku .
- Nikła..
- Zawsze jakaś jest.
- Tak..
- Chociaż chyba nie ma sensu..
- Ja.. on mnie nie zgwałcił. Kazał krzyczeć bo wiedział że słuchasz.
Patrzy na nią zaskoczona. Wzrusza ramionami i zagryza wargę.
- To dobrze. Dobrze, że ci nic się nie stało.
- Przykro mi z twojego powodu..
- Dlaczego?
- Masz chyba gorzej.
- Tak. Masz chyba rację.
- Amanda na dół. - do pokoju wchodzi Harry.
- Pa ...- żegnają się mocnym uściskiem.
Demi widzi przez okno jak dziewczyna idzie z Liamem. Patrzy, gdy odjeżdżają.
Wraca ma fotel.
- Pakuj się. Masz 15 minut.
Szoruję skarpetkami po podłodze.i idzie do sypialni. W pięć minut ma.w torbie dwie koszulki, które nosiła, dresowe spodnie i bieliznę.
- Dom czy mieszkanie?
Wzrusza ramionami. Jakby jeszcze ją to obchodziło. Może być i wycieraczka. Trzyma sportową torbę za jedną rączkę i ciągnie ją po schodach.
- Więc mieszkanie, sąsiedzi będą pilnować żeby ci znowu coś nie odwaliło. - bierze z jej dłoni torbę.
Daje mu po ręce i ściąga bagaż po stopniach.
- Wolisz centrum Londynu czy obrzeża?
Patrzy na niego jak na kretyna.
- A co mnie to obchodzi?
- Gdzie wolisz to pieprzone mieszkanie.
- Na Marsie - warczy i idzie do kuchni.
- Pozwalam ci zostać więc nie strój humorów.
- Dzięki panie. Takiej łaski nigdy nie dostałam.
- Chciałem ci pomóc! W popieprzony, chory sposób, ale chciałem pomóc! Teraz zostawiam w spokoju. Kupuje mieszkanie, kase dam, a zakład wykupiłem..- kończy spokojniej.
- Nie chciałeś mi pomóc! Na pewno nie, bo porwanie nie jest pomocą! Jak taki z ciebie dobry człowiek to nie wiem mogłeś iść ze mną do.psychologa!  Nudziło ci się najwidoczniej. Nic od ciebie nie chcę. Wybuduj dom dziecka. Może się na coś przydadzą .
- Po prostu kurwa nie waż się nic sobie zrobić. - mówi przez zęby. Wprowadza ją do auta i wkłada jej torbę.
- Zostaw mnie - szarpie się. Otwiera drzwi i wysiada. Zapłakana wybiega na ulicę. Auto jadące z naprzeciwka zatrzymuje się kilka centymetrów przed. Szybko przechodzi na drugą stronę. Są kałuże, więc jak niespiesznie idzie wzdłuż drogi to chlapie wodą.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

5. Try Hard.


-Co ja mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? -Sam powiedziałeś, że nie jest łatwo odzyskać stracone zaufanie…
Budzi się pierwszy. Jak mówił nawet nie przybliża się do dziewczyny. Wstaje i idzie pod prysznic. Zmienia opatrunek na ręce. Zaciska szczękę przypominając sobie że to ona odważyła się mu to zrobić. Swoją drogą jest odważna. Umie się postawić. Demi budzi się z wielkim bólem głowy. Przypomina sobie, że dzisiaj niedziela.
Widzi że mężczyzny nie ma w łóżku. Sięga po ubrania i szybko się ubiera będąc w łóżku.
- Na przyszłość tego nie rób - słyszy.
- O co ci znowu chodzi?
Od 11 do dopóki nie wstaniesz masz być w tym czym zasypiałaś.
- Super.
- Też tak uważam
Wywraca oczami. Siedzi patrząc na niego wyczekująco. Ten opiera się o framuge i podrzuca telefon w ręce.
- Jak będziesz mieć mokre prześcieradło to nie będę go prac.
- Będziesz w nim spać. Jakieś pytanie?
- Nie sama. Ja w swoim zapachu spać mogę.
- Słońce jestem głodny więc chce zejść na dół. Jakieś pytanie?
- no to idź. A ja chcę iść siku więc z łaski swojej.
- To nie jest pytanie.
Powtórnie wywraca oczami.
- To coś lepszego bo to prośba. Ale jak wolisz niegrzecznie. Chcę iść siku, ubrać się.  Mogę już wstać ? - pyta znużona.
- Jasne że tak - śmieje się i idzie na dół.
Idzie do łazienki. Ogarnia się i złazi na dół. Bierze książkę idąc do kuchni. Je chleb i pije wodę czytając.
- Podoba ci się?
- Nie - patrzy na niego i wraca do książki. Jest nudna, no ale.
- Więc czemu ją czytasz?
Wzrusza ramionami.
 - Bo tak. - sprawdza godzinę na zegarze ściennym. - Muszę wyjść. Proszę.
- Chyba sobie kpisz.
- Tym tam ze mną nie pójdziesz, a ja muszę
- Tam?
- Niedziela - sprząta po sobie.
- Sorry kochanie.
- No proszę. Przecież możesz czekać przed.
- Czemu mam spełnić twoją prośbę?
- Ja twoje głupie prośby spełniam.
- Właśnie nie. Jak na razie dopiero zaczynasz. Pyskujesz, obrażasz mnie. Coś jest nie halo.
- A kim ty jesteś powiedz? Dokładnie nikim. Nic nie umiesz oprócz kradzieży i prowadzenia auta. Nie szanujesz kobiet i praw człowieka. Masz rację . Coś jest nie halo .
- Ubieraj się, ale ostrzegam, bez numerów.
Poskutkowało. Wychodzą z domu.
- Demi,  zabije ją jeśli zrobisz coś nie tak. - mówi i ją puszcza.
Wchodzi do kościoła.  Nie myśli o niczym. Siedzi na ławce słuchając pastora, a później z nim rozmawia . Stara się nie powiedzieć za wiele. Wychodzi po półtorej godzinie. Harry stoi opierając się o auto. Dziewczyna wsiada bez słowa.
- Przywiozłem cię tu, może nie siedź taka obrażona..- wsiada za nią.
- Łaska.
- Chcesz mnie znowu wkurzyć?
- No co ty. Cii- kładzie palec na swoich ustach.
- Co?- patrzy na nią jak na głupią.
- Niiic. - wystukuje rytm o kolano znów bawiąc się oknem. - I dół i góra i dół i góra.
Mężczyzna patrzy na nią i wraca wzrokiem na ulicę. Dojeżdżają do domu chłopaka. Demi śpiewając pod nosem wchodzi do środka.
- Czemu jesteś taka wesoła?
- Bo widzę jednorożce- podskakuje na kanapie.
Łapie ją za kostki i ciągnie tak że dziewczyna ląduje na tyłku.
- Co jest?
- Niiic. - wzrusza ramionami i biegnie na basen. W pośpiechu pozbywa się butów i wskakuje do wody
Ten stoi nad wodą pilnując by się nie utopiła. Dziewczyna nie umie pływać , ale teraz się tym nie przejmuje .
- Demi kurwa wyłaź..
- Mówiłes, ze mogę. - chlapie wodą na każdą stronę rękoma. Łapie go za nogę i wciąga do wody a sama wychodzi. Zdejmuje bluzkę i siada na brzegu. Wychyla głowę na powierzchnie i bierze oddech. Przeczesuje włosy i patrzy na nią. Podpływa i trzyma ją za kostki, ale nie ciągnie.
Ta się patrzy w sufit i śpiewa wlazł kotek na plotek.
- Przestaniesz się wygłupiać?
- To jest zachowanie extra normal- chichocze i wstaje ledwo łapiąc równowagę. Stawia krok za krokiem przy brzegu i wybiega z basenu.
Harry podnosi się na rękach i idzie jej szukać. Ściąga ją ze stołu i kładzie na kanapie. Siada na jej biodrach nie przygniatając ręką przytrzymuje jej twarz i patrzy w oczy.
- Słucham pana?
- Są normalne..- mówi do siebie.
- Głupi jesteś?! Nie chodzę do kościoła aby ćpac. Chociaż może to te kadzidło - zaczyna się śmiać
- Więc co ci się stało?
- Nic. Dont touche me
Patrzy na nią i nie puszczając jej twarzy długą dłonią łapie oba jej nadgarstki i jest totalnie unieruchomiona. Dotyka nosem jej nosa cały czas patrząc w jej oczy.
Dziewczyna zamyka oczy. Wdycha powietrze nosem i wypuszcza ustami. I tak ciągle.
W końcu uniemożliwiają jej to usta Stylesa. Caroline Demi siedzi bezruchu przerażona.
- Nie robię ci krzywdy, rozluźnij się...zrób to.
- Zostaw mnie. Zawsze musisz wszystko popsuć - robi się smutna.
- Nic złego nie robię.
- Psujesz mi humor. - odpycha go
- Rób co mówię. - znowu delikatnie ją całuje.
No widzisz ze z nią coś nie tak
Zamyka swoje usta mię reagując na nic
Zaczyna się głośno śmiać.
- Demi?
Wybucha większym śmiechem i przychyla się w bok wtulając w poduszkę
- Powiedz mi co jest grane!- krzyczy.
- No nic. Jestem pozytywnie nastawiona do życia. Carpie diem! - wymyka mu się. Biegnie do kuchni i bierze słoik. - A tu będziemy wrzucali 10 centów za każde przekleństwo.
- Nie masz kasy - zakłada ręce na piersi już lekko rozbawiony.
- Bo ja nie klnę.  no i wszystko jasne. Pamiętaj - stawia na stole i idzie do biblioteki.
Ustawia alarm i włącza budzik w telefonie na 10. Kładzie się i przysypia.
Sen ma mily. Chodzi po plaży w sukience i uśmiecha się.
Dopiero po chwili zdaje sobie sprawę z tego że trzyma za rękę Harrego, że robi to z własnej woli.
Budzi się przed budzikiem. Nigdy więcej. Idzie do kuchni. Musi coś zjeść. Wyciąga kromkę chleba i je idąc do sypialni.
W niej siedzi Harry.
- Telefon ci dzwoni na dole chyba
- Niech dzwoni.
Wzrusza ramionami i idzie do łazienki. Rozbiera się i myje. Nakłada żel na ciało i włosy, a potem spłukuje. Suszy włosy i w ręczniki wychodzi. Kładzie się w nim pod kołdrą i gdy jest już zakryta rzuć go na ziemie.
- To za basen. - mężczyzna bierze ręcznik, koc i wszystko inne czym mogła by się rano  owinąć.
- Mhm - przytula się w poduszkę. Do rana nie śpi.

~~~~*~~~~~
 
Travis Jordan


sobota, 19 kwietnia 2014

4. One way or another.

Odpierwiastkuj się ode mnie ty ilorazie nieparzysty bo jak cie zalgorytmuję to ci zbiór zębów wyjdzie poza nawias
Budzi się w pustym łóżku. Okno jest otwarte. Marszczy brwi i wstaje. Przeciera twarz i chodzi po piętrze. Schodzi na dół. Jest dość cicho. Brunetka jest w dolnej łazience i bierze prysznic. Doskonale pamiętała, aby zamknąć drzwi. Harry siada w fotelu i wyciąga nogi na stół. Włącza telewizor i ogląda bawiąc się telefonem.
Caroline wychodzi z pod prysznica  i ubiera się. Zagryza wargę spoglądając w lustro. Włącza wodę, aby zrobić szum i rozbija szkło. Bierze ostry fragment lustra. Nie musi się głodować, może zrobić co innego.  Przełyka ślinę. Przecież zobaczy..
A gdyby tak..się zabić? Skoro nie ma tu szans ucieczki. Ale to głupie. Siada na kafelkach ze szkłem.  Mężczyzna niecierpliwi się. Gdyby nie fakt że akurat w tej łazience nie ma okien to myślałby że jakoś je otworzyła. Chowa szkło do kieszeni i wychodzi. Znajdzie okazję, aby uciec.
- No nareszcie.
- Lustro spadło z gwoździ.
- Spadło?- dziwi się. - Siadaj.
Siada nie dając nic po sobie poznać
- Jest 10. O 1 może przyjść Amanda.
- Bardzo się cieszę.
- Może Demi - zaznacza. - Ile ma lat? Uprzedzam że znam odpowiedzi.
- Nie wiem, nie chwaliła się.
- Nie wiesz ile lat ma twoja przyjaciółka?
- Nie wiem.
- Przypomnij sobie. Radzę - mężczyzna wie że ta kłamie.
- No nie wiem. Wiem tylko kiedy - wzrusza ramionami.
- Demi kurwa naucz się!
- Czego? - patrzy na niego niewinnie.
Wstaje z fotela i zakłada buty.
- Jak nie pójdziemy na spacer to mogę zemdleć.
- Nie ignoruj mnie - łapie jej twrz w jedną rękę.
- Naprawdę, słabo mi. Strasznie tu duszno. Chodźmy na spacer.
- Odpowiedz na moje pytanie. - mówi przez zęby.
- Nie znam na nie odpowiedzi. Kobiety się o wiek nie pyta.
- Nie przyjdzie.
- Nie dotrzymujesz słowa. Nie złamałam zasady
- Zasadą jest że masz odpowiadać.
- Odpowiedziałam. Nie wiem.
- Wiesz. Organizowałaś jej osiemnastkę. Wiem wszystko Demi  masz ostatnią szansę.
- To nie kulturalne, no ale. Dwadzieścia trzy - otwiera.drzwi, które były otwarte bo rano Louis był zostawić jej potrzebne rzeczy.
- Nie powiedziałem że wychodzisz. - łapie jej nadgarstek i wciąga z powrotem.
- Będę mdleć - mówi poważnie.
- Otwórz okna. - zamyka drzwi i sam to robi.
Wywraca oczami. Gdy Amanda przyjeżdża idzie z Harrym otworzyć. Stoją w czwórkę w holu a drzwi nadal odblokowane. W jednej chwili Demi wbija szkło w ramię bruneta i ciągnie blondynkę za rękę. Wybiegają bardzo szybko. Wsiadają do samochodu Liama i wyjmują ze schowka zapasowe kluczyki. Mandy rusza .
Chłopcy wsiadają do drugiego auta. Dziewczyny nie mają szans przy ich umiejętnościach.
- Zróbmy tak. Wyskoczysz z samochodu, gdy zwrócę. Potem zrobię to ja i pobiegniemy między drzewa. Będzie im ciężko cokolwiek zrobić. - mówi blondynka. Demi zabiera broń ze schowka i telefon. Amanda zawraca, zwalnia i wtedy brunetka wyskakuje z samochodu. Ociera się o asfalt.  Wstaje i biegnie w las. Amanda zatrzymuje samochód na środku drogi i wybiega do lasu. Obie biegną szybko przed siebie. Są przerażone. Gdzie mają biec. Uciec.
- Co teraz?- sapie Amanda.
- Nie wiem. - Demi jest przerażona. - Masz pieniądze?
- Nic.
- Co ci zrobił?
- Zapomnij.
- Ale...no wiesz nie..?
- Przestań..- patrzy na nią. - Jeśli nas znowu złapią...o boże.
- Wiem...- Dziewczyna wyłącza telefon. Dobrze, wie że tak ich nie namierzą. Idą dalej. Nie wiedzą nawet gdzie bo nic nie mają.
- Nic przy sobie nie mają, szybko je znajdziemy. Trzeba zadzwonić do Toma w razie gdyby poszły na policję. - mówi Harry.
- Daj sobie spokój. Jest tysiące dziewczyn. Pójdziemy do klubu. Znajdziesz następną.
- Ta mała ze mną nie wygra.
- Odpusc.
- Szukaj ich - wychodzi z pokoju.
- Debil - Liam siada na krześle. Ciekawe jak ma znaleźć kogoś kto nie ma nadajnika. Nic. Dziewczyny dochodzą do drogi krajowej. Stają przy ulicy na autostopa. W końcu zatrzymuje się tir. Młody chłopak pozwala in się zabrać .
- Skąd tak maszerujecie?
- Z...daleka. - odpowiadają niepewnie. Amanda opatruje Demi poranione ramię.
- Gdzie się wybieracie?
- Gdzie się pan wybiera?
- Fabryka pod Londynem.
- Tylko tam? Mógłby pan zawieźć nas na dworzec? Ma.pan może 5 funtów?
- Nie mogę zbaczać z kursu, a to nie po drodze.
- To tu na busa. Tylko potrzebne nam te 5 funtów.
- na pewno wszystko dobrze?
- Nie. Nie jest dobrze. Błagam pana.
- jasne..może chcecie zadzwonić?
- Nie. Nie chcemy.
- No dobrze. - daje im pieniądze i zatrzymuję się, a te wysiadają.
Gdy bus się zatrzymuje, kupują bilety do Liverpoolu. Tam mieszka rodzina Amandy. Demi opiera głowę o szybę i patrzy na kropelki dreszczu. Pojazd zatrzymuję się na kolejnym z przystanków. Harry ledwo trzymając nerwy wchodzi do środka. Mówi co trzeba kierowcy.
- Demi, Amanda wychodzić. - słyszą.
Są przerażone słysząc głos Stylesa. Jak mógł ich znaleźć?
- Dziewczyny szybko - mówi znużony.
Demi bierze Amandę za rękę. Jedną ręką poprawia bluzkę.
- Ty stój. - łapie ją i zatrzymuję koło siebie. Amanda wychodzi i chłopcy odjeżdżają z nią w jednym z aut. Styles wkłada dłoń do tylnej kieszeni spodni dziewczyny i zaciska palce.
- Każdy z nich, jego życie robi za guziczek. - trzyma ją mocno.
Demi się nie rusza. Nawet nie ma jak. Gdyby mogła wyjęła by broń i w niego strzeliła. Nie wahałaby się.
- Gdzie jechałyście?
- Do Liverpoolu - nie może ryzykować życia tylu ludzi.
- Po co?
- Bez celu.
- Kogo tam znasz?
- ja nikogo.
- A ona?
- Powinieneś jej zapytać. Rodziców.
- Nie wiem czy będę miał okazję. Skąd miałaś kasę?
- Zostaw ją! - krzyczy. - Nie możesz jen nic zrobić...
- Zamknij się! Mów.
- Znalazła w kieszeni.
- Niemożliwe. Wiesz że Liam bardzo dogłębnie to sprawdził. Skłamałaś..
Zaciska mocno zęby. Kierowca wstaje razem z innym pasażerem.
 - Zostaw ją. - odpychają chłopaka od niej.
Ten strzela w jednego i drugiego. Obaj padają.
- Oni mieli rodziny słońce. Skąd miałaś kasę?!
- Od kierowcy...- nie powstrzymuje łez.
- Ile?
- 7,5 euro .
- Do auta. Jeden zły krok i to ona będzie nastepna - pokazuje na dziewczynkę z śpiącą dzięki zatkanym przez matkę uszom.
Demi płacząc idzie do samochodu.
Harry wsiada blokuje drzwi i rusza.
- Jestem wkurwiony. Strasznie Demi! Jestem kurwa zajebiście wkurwiony!- krzyczy jadąc.
- No to masz problem! Nie będziesz decydował za moje życie.
- Tak właśnie będzie! I mam gdzieś co o tym myślisz!
- Nie będzie! Nie masz takiego prawa dupku!
- Nie zabije cię, nie ma tak dobrze. Ale wydajesz wyrok na Amandę. - zaciska palce na jej udzie tak mocno że kłykcie mu bledną.
Odpycha jego dłoń i jęczy z bólu.
- Nie możesz nic jej zrobić. Zostaw ją to będę słuchać.
- Nie wierzę, a tak będziesz słuchać bo ją mam.
- jeśli ją wypuścisz i nie będę słuchać to znów ją złapiesz .
- Ja ustalam warunki. Słuchasz, ona jest grzeczna ma wszystko czego chce, może bardzo dużo.
- Proszę cię. Zostaw ją. Wtedy będę słuchać.
- Może to przemyśle, ale musisz dać mi powody.
Wypuszcza powietrze z ust i ociera łzy. Wszystko aby tylko Amanda miała spokój. Wyciąga broń i mu podaje.
- Skąd to miałaś?- wyrywa z jej dłoni.
- z samochodu
- Dalej będę pomagał przestać ci wspominać tamto wydarzenie. Jednak jeśli będziesz mnie denerwować będę robił to mniej delikatnie i spokojnie. Da się żyć według mnich zasad.
moich
- Pewnie tak. - odpowiada smutna. Nie chcę tak żyć. Miała tyle.planów.
- Jeśli znów coś SAMO się rozbije lub zginie coś ostrego pierwsze co zrobię to rozbiorę cię i zobaczę czy nie masz tego przy sobie. Czy to jest jasne?
- Tak....
- Rano masz czekać w łóżku aż wyraźnie, powtarzam wyraźnie powiem że możesz wstać.
- Dlaczego tak?
- Bo przez twoje ostatnio otwarte okno było zimno.
- Mi było gorąco. To nie fair.  Zsikam się.
- Możesz mnie obudzić.
Powiedział rano. Nie w nocy.
- Jasne?
- Ta.
- Jeśli się obudzę i cię nie będzie to pożałujesz.
- Mhm.
- Telefon - wyciąga do niej rękę.
- Amanda ma. Chcesz to pomacaj.
- Zrobię to jeśli Liam go nie znajdzie. Pamiętasz zasadę z zasypianiem?
- Mhm.
- Więc ją powtórz.
- 11 w łóżku bla bla bla.
- Śpisz dzisiaj nago. Powtórz zasadę.
- Powtórzyłam i chyba Bóg cię opuścił.
- Nie było w niej ble, ble, ble tylko co innego. Dwie noce. Powtórz zasadę.
Wypuszcza głośno powietrze. Kretyn jebany.
 - mam być w  łóżku o 11. pasuje królewiczu?!
- I? Mówiłaś że pamiętasz.
- Więcej grzechów nie pamiętam. - burczy.
- W tym co ci dam słońce.
- Aha.
- Czyli zatrzymaliśmy się na dwóch nocach.
Bawi się guzikami od okna. Zamyka i otwiera.
Dojeżdżają. Harry otwiera jej drzwi i wchodzą do domu.
- Pewnie chcesz się umyć i przebrać.
Bez słowa zamyka się w łazience. Styles uśmiecha się pod nosem. Musi jej pokazać kto rządzi. Idzie do kuchni. Robi kolację. Cały dzień zleciał.
- Dla mnie też- mężczyzna siada przy stole.
- Przecie nie dla mnie.
- Też.
- Nie.
- Zjesz ze mną.
Jeszcze znów jej wymyśli jakąś głupia karę więc coś tam je.
- O 11 masz być goła w łóżku w sypialni.
- Yhy.
- Cudownie. - mówi dalej jednak chłodnym tonem. Sprząta i idzie do salonu.
Demi znika ma górze. Musi przestać na chwilę o tym myśleć. Znajduje tu bibliotekę i siedzi czytając książkę .To pomieszczenie ma swój urok. Przynajmniej tu nie czuje strachu.
Harry jej nie szuka. Siedzi na dole i ogląda mecz patrząc na nowe plany.
Jutro to wszystko wejdzie w życie. No i bardzo dobrze. Nareszcie. Sprawdza jeszcze wiadomości,  piszą o dzisiejszym zdarzeniu z autobusem.
Demi szurając stopami po podłodze idzie się wykąpać i idzie do łóżka. Cała owinięta kocem mocno go trzyma pod rękoma i zasypia. A raczej udaje.
Harry przed 11 wchodzi do sypialni. Widzi dziewczynę.
- Pokaż mi tylko plecy. Nie możesz mieć nic pod tym. - mówi kucając przy jej stronie łóżka.
- Sobie zobacz - mówi w poduszkę nie otwierając oczu.
- Mówiłem że nie dotknę. Muszę tylko wiedzieć że posłuchałaś.
Wzdycha i pokazuje mu nagie plecy. Potem znów mocno się owija i zasypia.
Styles kładzie się i momentalnie zasypia.

piątek, 18 kwietnia 2014

3. Za każdym razem.

Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz. Ja nie myślę o Tobie wcale
Podsuwa bluzkę. Obmywa tam gdzie ją dotykał. Zdejmuje materiał i szybko zakłada nową. Wychodzi z łazienki.
- Sorry słońce..- przyciąga ją do siebie. -..sekundę za długo.
- Wcale nie. Liczyć się naucz. - mówi obojętnie. Myślami jest z Amandą.
Harry dzwoni do przyjaciela i daje mu pozwolenie.
Chociaż Demi czuje się z tym okropnie to nie zamienia z nim słowa. Z takim człowiekiem się nie negocjuje. I tak zrobi co będzie chciał.
- Cierpliwie ostrzegałem, ale nie działa. Więc teraz..- przykłada jej telefon do ucha a ta słyszy krzyk.
Zaciska mocno zęby. Powstrzymuje łzy.
- Dajmy im więcej prywatności. - rozłącza się.
Dużo słów,  a raczej określeń ciśnie jej się na usta. Nie, nie zrobi tego. Zamieniłaby się z Amandą. Nie chce, żeby cierpiała. Ale nic nie może zrobić.
- Dogqdamy się?
- Jak widzisz nie da się z tobą  dogadać. Twoim celem jest co? Tam na rogu stoi pełno, każda chętnie się pobawi w twoją zabawę.
- Dogadamy?
Odsuwa się od niego tak wściekła jak nigdy.
- Mam ci zrobić to co on żebyś zrozumiała?
- Ale ja rozumiem. Chory na umyśle chłopak, nie mający zajęcia męczy bezbronne dziewczyny bo to sprawia mu taką radoche, jak dzieciom deszcz.
- Męcze bo nie słuchasz. Chciałem pogadać. Nie. Tylko zadawałem pytania, ale też nie.
- Bo my nie mamy o czym gadać. No co? Mam ci powiedzieć co było na ostatnim kazaniu?
- Jeśli o to zapytam to tak.
- No to nie mamy o czym gadać. Idź popytaj kogoś.innego. najlepiej na asku. - siada pod ścianą.
- Wiesz że jej nie puszcze. Może być dobrze, a może cierpieć, obie możecie.
- Skoro tak lubisz
- Mogę, nie lubię.
Ma dość. To koszmar tak? Historia lubi się powtarzać.
- Wstawaj - słyszy.
Robi co mówi.
- Mam mówić Caroline czy Demi?
- Jak chcesz.
- Chcesz się przebrać?
- Przebrałam się.
- Pakuj się.
- No nie odczepi się kretyn..- mówi maszerując do sypialni .
- Posłuchaj - przyciska ją do ściany. - Pozwalasz sobie za dużo. Mam dużo rzeczy. Jedną z nich mogę w ciebie wsadzić i dobrze wiesz o czym mówię. Będzie ci to przypominało jak cię bezlitośnie gwałcił i robił to z przyjemnością, potem pozbędę się tego i sprawie że każdy oddech przypominać ci będzie co z tobą zrobiłem.- mówi powoli i wyraźnie. - Jasne?
Nie odpowiada. Nie ma sensu. Boi się, ale nie będzie z nim walczyć. Skoro ktoś już raz to zrobił z nią to za drugim razem jest jej to obojętne mimo że będzie boleć. Po prostu niczego to nie zmieni. Jest zgwałcona, potem też będzie. To już zostanie. Wzrusza ramionami i wchodzi do pokoju.
Bierze wszystkie rzeczy i jadą do niego. 
- Twój dom jest sprzedany.
- Yuhu.
- Chcesz zobaczyć Amandę?
Kiwa głową.
- Więc jutro cały dzień będziesz mogła spędzić z nią, ale musisz zasłużyć.
- Hał hał. - odpowiada cicho.
- Oj słońce..- parkuje. Wchodzą do domu i Styles blokuje wszystkie drzwi i okna. 
- Chodź za mną.
- Ogonem zamerdać?
- Nie. To jest sypialnia w której będziesz spać i lojalnie mówię będziesz tu spać ze mną. Zaczniemy od zasad jak u dziecka. Jeśli o 11 każdej nocy będziesz leżeć w tym łóżku w tym co ci dam nie dotknę cię, nawet palcem, nawet nie poczujesz mojego oddechu.
- o 11 to ja od trzech godzin śpię.
- No i bardzo dobrze.
- No i super. Po co? Miałam swój dom .
- Pracy nie masz, na razie.
- Jeszcze lepiej.
- Cieszę się że wszystko pasuje.
Ta nic nie mówi. Denerwuje ją .
- W tym domu nie ma tajemniczego pokoju z zamkniętymi drzwiami. Możesz chodzić wszędzie. Basen, siłownia też.
Patrzy na niego krytycznie. Albo jest ślepy albo głupi. Albo jedno i drugie. Wzrusza ramionami i idzie za nim.
- Twoja garderoba - otwiera jej kolejne drzwi.
O tym marzyłam - myśli ze złością. Po prostu chce do domu. 
- Chyba wstępnie wszystko wiadomo. Słońce..- łapie ją w talii i dwoma palcami podnosi jej podbródek. -..pomogę ci. Uwierz, mogę to zrobić. Może być lepiej.
- Ustalmy, że nie wierzę. Nie znam cię człowieku. Masz żółte papiery no nie? Na pewno.
- Nie, ale może powinienem - wzrusza ramionami.
- Na pewno.
- Jakieś pytania?
- Kiedy mogę wrócić do domu?
- Dam ci znać.
- Pewnie, co tam. - siada na łóżku.
- Coś jeszcze?
Przechyla się i kładzie poduszkę na twarz.
- Ja lubię zadawać pytania.
Rzuca w nim poduszką i bierze  następną. 
- Jeszcze trochę za mało rozumiesz reguły.
- Żyjemy w państwie z wolnością słowa i prawem do bytu. 
- Tu ja wyznaczam twoje prawa.
- Tak panie, oczywiście panie.
- Wolę Harry, ale tak mi nie przeszkadza. O i jeszcze jedno bez żadnych buntów typu głodówka.
- Zaoszczędzisz. 
- Masz jeść normalnie.
Obraca się na łózku i już ani na niego nie patrzy, ani go nie słucha. Harry wychodzi i siada w salonie. Bierze telefon i dzwoni do Przyjaciela.
- Tak?
- Jak sytuacja?
- Słucha się. Grzeczna jest.
- Masz ją traktować jak księżniczkę jasne?
- Nic trudnego.
- Świetnie. Przywieź ją do mnie około 1 jutro.
- Tak szefie
- I niech któryś z chłopaków się do niej zabierze to kurwa się pofatyguje.
- A ty masz dzisiaj dzień dobroci?
- Jest grzeczna? Jest. Jak się to zmieni to dzwoń.
- Dobrze - odpowiada i rozłącza się.
Styles do wieczora daje spokój dziewczynie. Koło 7 niesie jej kolację.
Akurat Demi śpi.  Stawia koło niej jedzenie i staję przy oknie. Dziewczyna budzi się po piętnastu minutach. Przewraca się na plecy i ziewa.
- Zjedz.
Burczy pod nosem i bierze kanapkę. 
- Kiedy miałaś ostatnią miesiączkę?
Prawie krztusi się, gdy słyszy to pytanie. Mrozi go wzrokiem.
- Co cię to obchodzi?
- Jeśli nie powiesz to nie będziesz miała tam tego co ci trzeba.
Wywraca oczami i bierze herbatę. 
- Nadal mam.
- To czemu się nie upominasz? - wysyła wiadomość do Lou.
- Harry mam okres! Tak?
- Dobra sorry. - podnosi ręce powstrzymując śmiech.
Dziewczyna kończy kolację. Bierze to wszystko i znosi na dół zmywając.
- Fajne nawyki.
Jakby mogła to by tym talerzem rzuciła w niego. 
- Więc? Powiesz coś może?
Harry uświadamia sobie, że to chyba pytanie retoryczne. Wstaje i idzie do siłowni.
Może wyładować energię. Siedzi tam ponad godzinę, później bierze prysznic i gada z Zaynem o planach.
Zatwierdza ważne decyzję. Postanawiają zastosować ładunki. 
- Zrobimy to pojutrze.
- Dobra. Przygotujemy auta.
- Ok. - kończy rozmowę. Bierze wodę i idzie na górę.
Za to Demi podczas oglądania zasypia na kanapie. Gdy mija 11 chłopak szuka jej. Wchodzi do salonu, bierze ją na ręce i kładzie tam gdzie powinna spać. Sam się kładzie i też zasypia. 

środa, 16 kwietnia 2014

2. Burn .

nieszczęścia nie chodzą parami, nieszczęścia zapierdalają wielkimi stadami.
Następnego dnia znowu jedzie do pracy.
- Nie, nie i nie. - mówi gdy widzi sportowe auto. Od razu wchodzi do salonu i przebiera się w różowy uniform.
Harry staje w progu i cierpliwie czeka aż ta go dostrzeże.
Demi celowo go ignoruje. Robi sto innych rzeczy. Układa, przekłada, odbiera telefon.
Mężczyzna nie odzywa się nawet słowem. Stoi w drzwiach, a gdy przychodzą klientki na korytarzu. Po wyjściu ostatniej znowu opiera się o framugę drzwi.
- Idź sobie. już.
Zakłada ręce na piersi i milczy.
Dziewczyna jest coraz bardziej zdenerwowana. Bierze telefon i dzwoni po ochronę.
Ta jednak nie przychodzi. Kobieta nie wie że Harry nie odwiedził jej sam.
- Czego ty chcesz?
- Niczego. - wzrusza ramionami.
- To sobie idź. Albo owiedź fryzjera - lustruje go wzrokiem.
- Sorry, ale jeszcze 4 godziny i 42 minuty. - zamyka drzwi.
- Jakie ..co?
- Słyszałaś.
- Nie wiem o co ci chodzi.
- Będziemy tu siedzieć dokładnie tyle ile mnie dzisiaj ignorowałaś.
- Wcale cię nie ignorowałam tylko pracowałam. Ty przyszedłeś, wiec ty masz sprawę.
- Więc ją załatwiam.
- To jest twoja sprawa? Fajnie, ale ja nadal mam zmianę
- Błąd kochanie.
- No idź sobie - jest czerwona ze złości. Idzie do drzwi. Przechodzi mu pod ramieniem.
- Słońce..- łapie ją za tył stanika i ciągnie do siebie zastawiając drzwi.
- Odczep się kretynie - warczy przez zęby. Nie ma bardziej wkurwiającego faceta.
- Ja do ciebie ładnie, a ty?
Wywraca oczami. Odpycha go i siada na krześle. Nic nie mówi.
- Będziemy gadać?
- Nie mamy o czym.
- Będziemy?
- A sobie gadaj - opiera głowę o rękę.
- Jestem Harry, to tak w ramach wstępu.
- Możesz już przejść do zakończenia. Nie pogniewam się.
Opowiada jej wszystko o tym jak żyje. Jest tym zdziwiona i przestraszona.
- Teraz plany względem ciebie. Za każde kłamstwo idzie jeden guzik twojej bluzki. Więc..ile masz lat?
- Stop. - patrzy na niego głupio. - Co ty ode mnie chcesz? Idź sobie. DLaczego ci w ogóle mam coś mówić?
- Nie dodałem że odpowiedź nie na temat też kosztuje? Mój błąd. - nożyczkami odcina pierwszy z dołu guzik dziewczyny.
Caroline Demi jest oburzona jego zachowaniem, ale powstrzymuje się od komentarzu. Co on sobie wyobraża? Wchodzi do jej pracy i robi co chce. I jeszcze zniszczył jej ulubioną bluzkę!
- Ile masz lat?- powtarza.
- Dwadzieścia dwa - mówi zgodnie z prawdą.
- Nazwisko?
- Wesley - odpowiada szybko.
za szybko.
- Wiesz że ja znam odpowiedzi?- pozbywa się drugiego guzika.
- To po co pytasz?
- Robisz to dla mnie?- trzeci guzik.
Warczy i uderza go po rękach. Trzyma ręką koszulę.
- Ręce na oparcia.
Kręci głową i nie pozwala mu się bardziej rozebrać. Ucieka z fotela i otwiera drzwi. Wpada na zaskoczonego Louisa. Wzdycham i prześlizguję się obok wychodząc z budynku. Serce jej bije jak oszalałe.
Nie ma kluczy bo została w torbie w gabinecie. Jest zła. Musi uciekać.
Biegnie ale po chwili orientuje się że nikt jej nie goni.
No i całe szczęście. Chociaż nie... Jest pewna, że spotka ją jeszcze  nie raz. Co ona może? Przeklęte auto. Inaczej by na niego nie wpadła. Wraca do domu. Bierze klucz z doniczki i wchodzi do środka.
Zamyka się. Włącza nawet alarm. Przebiera się i kładzie ale nie może zasnąć. Wierci się w łóżku. Zaczyna się bać. Zmęczenie wygrywa i dziewczyna zasypia.
Rano z bólem głowy je śniadanie. Słyszy pukanie do drzwi. Prostuje się i siada jak struna. Pukanie ponawia się i nie ustaje. Dziewczyna nie rusza się. Jedyne co trzyma w ręce nóz. no ale nikt tu przecież nie wejdzie...
- Laska kurde!- słyszy przyjaciółkę.
I wtedy oddycha z ulgą. Biegnie otworzyć. Ma paranoje.
- Ty co?- pokazuje na nóż.
- Robiłam..śniadanie.
- Okey, chętnie zjem. - idzie do kuchni.
Demi zamyka drzwi i idzie za dziewczyną.
- Nikt cię nie śledził.
- nie - mówi głupio.
- Okay..
- Stało się coś?
- niee.
- Na pewno?
- Tak, jemy i jadę do pracy.
- Nie bardzo. - słyszą męskie głosy.
Dziewczyna mocniej ściska nóż.
- Ty jesteś Amanda Maria Quendolina?
Demi na nią patrzy. Błagam nic nie mów, błagam nic nie mów - myśli. Blondynka nie odzywa się.
- Jestem Harry - wyciąga w jej stronę dłoń.
- Wyjdź stąd. Już. - mówi brunetka odsuwając od niego Amandę.
- Liam oczaruj tą damę i zostaw słoneczko ze mną.
- Pani pójdzie ze mną - zabiera stamtąd blondynkę.
- A ty się nie drzyj bo się wkurwie.
Mając swoją linię obrony sięga po telefon. Wybiera numer na policję
Harry zły zabiera go jej kładzie na stole i wbija w niego nóż ręką dziewczyny. Demi kopię go kolanem w brzuch, a potem w czułe miejsce. Jakaś samoobrona. Wybiega przerażona z kuchni.
- Kurwa!- czuje szarpniecie do tyłu i ląduje na stole.
- Wyjdź z mojego domu!
- Zamknij się. Zapamiętaj, nie rań tego co będzie zabierać cię do raju.
Prycha i go odpycha.
- Idź na dziwki, ulżyj sobie. A mnie zostaw. - poprawia bluzkę.
Podchodzi do niej i ściska biodra.
- Ostatnie ostrzeżenie.
Zakłada ręce na klatkę i milczy.
- Będziesz grzeczna?
Nie odpowiada.
- Pytam - zaciska mocniej palce.
Milczy. On nie słucha a ona nie będzie odpowiadać.
- Liam na pewno jest miły dla twojej przyjaciółki....na razie.
Dobrze wie, że celowo ją prowokuje. Skoro wie o niej wszystko to co ma mówić. Mężczyzna wzdycha i bierze nóż z telefonu. Wkłada go pod jej bluzkę i po chwili ją rozdziera.
Patrzy na niego załzawiona. Wiele by oddała, aby nie wjechać w jego auto.
- Rozmawiaj ze mną..- jego spokojny ton wraca.
- Nie chcę z tobą rozmawiać. Chcę spokoju.
- Akurat tego nie będzie.
- Aha. Super.
- Ubieraj to - daje jej wczorajszą bluzkę.
- Przez ciebie spóźnię się do pracy i do kościoła.
- Przez własną głupotę. Ubieraj.
- Mam prawo w moim domu nosić co chcę.
Wkurwiony zdejmuje podartą bluzkę z dziewczyny i zakłada wczorajszą.
Ta się odwraca i kontynuuje śniadanie.
Harry siada i bierze ją na kolana.
- Kończymy wczorajszą zabawę. Nazwisko.- szepcze do jej ucha.
- Bluzki mi się skończą
- Nazwisko - mówi po urwaniu czwartego guzika.
- Urywaj,.urywaj. - opiera rękę na głowie. - Napatrz się to ci się znudzi.
- Zostały ci cztery guziki. Nie zaczniesz mówić, sprawie że będziesz krzyczeć. Nazwisko.
Wywraca oczami. Z niechęcią mi odpowiada.
- Rodzeństwo?
- Zero.
- Rodzice.
- Nie znam.
- Brawo. Grzeczna dziewczynka. - Jeździ dłonią po jej brzuchu. - Zakład jest twój czy nie?
- Jasne. Cały wieżowiec. Kasa sypie mi się z rękawa. - odpowiada chłodno. Zabiera jego dłoń. - Wszystko, ale mnie nie Dotykaj.
- Odpowiedź poprawnie. - wyrywa guzik i wraca dłonią do jej skóry.
- Proszę cię nie dotykaj! - krzyczy prawie się rozplakujac. Mocno zaciska oczy
- Odpowiedz. - nie przerywa.
- Jak zabierzesz rękę...
- W inne miejsce? Mogę to zrobić.
- Na stół. Zabierz ją ode mnie.
- Ostatnia szansa. Zastanów się dobrze.
Łapie jego dłonie w swoje. To adrenalina.
- Nie mój.
Ten ich nie zabiera.
- Lubisz swoją pracę?
- tak- wstaję z jego kolan i szybko.wychodzi z kuchni. Zamyka się w łazience.
Ten wypuszcza powietrze i idzie pod drzwi.
- Masz 10 sekund jeśli nie wyjdziesz Amandę spotka to co ciebie. Liam lubi blondynki.
- Nie. Nie zdążę się w 10 sekund wykąpać.
- 8,7..

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

1. Birthday.

Faceci też powinni mieć okres. może chociaż to usprawiedliwiałoby połowę ich zachowań.
Wchodzi do zimnego pokoju. Reszta gangu na niego czeka. Rozłożone plany na stole są poskreślane i zniszczone.
- No co znowu jest nie tak?- Louis podnosi głos.
- Cały czas zmieniają zabezpieczenia. - mówi spokojnie Styles. - Kurwa!- uderza pieśnią w stół.
- Co? - pyta cała czwórka na raz.
- Trzeba rozgryźć jaki mają schemat. Zayn ..zrób to. Mamy być krok przed nimi.
Mulat zbiera dokumenty i bierze komputer. Wszyscy mają już dość tego banku. Zawsze dopinają swego a ci ludzie byli dziwnie dobrzy. Nie mogą włamać się. Nie mogą osiągnąć celu. Harry jest wściekły i dużo rzeczy tego nie wytrzymało. Chłopaki ulotnili się zanim kogoś zabił. Siada przy stole i obraca w dłoni bronią. Strzela w ścianę. Rozchodzi się głośny huk .
- Jest wściekły.- mówi Liam do reszty.
- Jakbyśmy nie wiedzieli.
Wieczorem siadają na starych skrzynkach i całą piątką piją. Nie pada wiele słów. Siedzą, myślą. Każdy z nich ma wyjebany w kosmos dom, ale to tu zawsze siedzą w takich sytuacjach.
- A może - zaczyna Zayn. - trzeba ich sprowokować. W sensie policję. Zacząć zabawę. Podkładać bomby w szkołach i szantażować ich. Wtedy skupią się tylko na tym, a my zrobimy podkop pod bankiem.
- To nie może być aż tak trudne..- mruczy Lou.
- NO i nie będzie.
- Nie dasz rady z zabezpieczeniami?
- Będzie trudno - przyznaje.
- Dobra, pomyśle.
- Dobra, wracam.
Godzinę później każdy z nich wraca do siebie.
~*~
Demi rano wsiada do auta. Jest godzina 10 i ma 60 minut aby dojechać do pracy.
Poprawia lusterka i rusza. Jedzie spokojnie. Dobrze znaną jej ulicą. Pogłaśnia radio co pozwala jej się lepiej skupić. Nie ma korków. Nie zauważa auta i już po chwili zderza się z nim. Nie dochodzi do poważnego wypadku. Jest to otarcie.
Oba auta stają na poboczu. Demi wychodzi i zaczyna przepraszać.
- Nie powinno się jeździć gdy się tego nie umie. - mówi przejeżdżając palcami po rysach.
- Umiem jeździć. - odpowiada urażona. - Trzeba patrzeć.
- Tak, a nie wjeżdżać w innych.
- Cios poniżej pasa.
- Prawda bywa okrutna. - mówi zły.
Wywraca oczami.
- Lakierem sobie pan przemaluj i będzie lśniło jak nowe.
- Radzę zważać na słowa.
- To nie było nie miłe. Pan jest nie uprzejmy.
- To takie dziwne?
- Tak, ponieważ logicznie to nie moja wina.
- W świecie źle jest się kierować logiką - mówi już spokojniej.
- Rzeczywiście, lepiej siłą.
- Niech będzie że to chwila wspólnej nieuwagi.
- Dobra - kiwa głową. - Moja Dajana ma wbity zderzak - robi smutną minę. Naprawdę lubi swojego garbusa.
- I tak dobrze że jeszcze stoi. - powstrzymuje śmiech.
Mrozi go wzrokiem zakładając ręce na klatkę. Jej auto wcale nie jest złe. Nie psuje się.
- Jest lepsza od pańskiego Lamborghini Avendtadora. - unosi podbródek.
- Złość piękności szkodzi.
Prycha i idzie do swojego auta. Wsiada do środka i trąbi, aby zszedł jej z drogi. Ten opiera się o maskę i stuka palcami o nią. Dziewczyna powoli go wymija. Chcę jechać dalej, ale silnik zgasa.  Harry wybucha śmiechem.
Jest wściekła. Ale nie na samochód, tylko na mężczyznę.
- Trzeba się tego pozbyć.- słyszy.
- To twoja wina! - wychodzi w jego stronę. - Śmiałeś się z niej i się obraziła!
- Możesz mi więc podziękować.
- Ughhh zamknij się! - kopie w koło sportowego samochodu. A potem łapię się za piszczel. - Ała!
- Nie rób tego więcej - mówi chłodno.
- Nie odzywaj się.
- Ostrzegam - wbija jej palec w mostek.
ODsuwa się z jękiem. Facet zaczyna ją przerażać i drażnić. Dzwoni po chłopaków żeby przyjechali i zajęli się tym gratem.
- CO wy będziecie robić z moim autem? - pyta gdy już są.
- Zgwałcą.
Wznosi oczy ku niebu.
- Co za facet...
- Gdzie jechałaś?
- Do pracy.
- Gdzie?- otwiera jej drzwi do swojego auta.
- Tam - pokazuje na największy wieżowiec.
- Wsiadaj.
Dziewczyna waha się, ale wsiada.
Styles kiwa na chłopaków i rusza.
- Może się przedstawisz.
- Nie, bo cię nie znam.
- Raz, raz.
- Caroline, ale Demi.
- Demi czy kurwa Caroline?- pyta cicho.
- Nie klnij, to nie ładne. Caroline Demi. Przy czym  Demi nie jest drugim imieniem.
- Tylko dwa imiona? Słabe.
Wywraca oczami i przygląda się czerwonym paznokciom.
- Miłego dnia - mówi parkując.
- Najpierw powiedz co z moim autem.
- Miłego dnia to była aluzja żebyś już wyszła.
- Mów!
- Jestem miły więc wyjdź grzecznie.
- Ok - wpada na pomysł. Robi zdjęcie auta, a dokładnie rejestracji i wchodzi do pracy.
Styles widząc to dzwoni do Zayna by ten włamał się do telefonu dziewczyny. Natomiast Liam z Horanem mają podstawić naprawione auto pod pracę nowej znajomej.
Już po chwili zdjęcie znika z pamięci telefonu. Demi się nie orientuje, bo pracuje. Ma kolejną klientkę. Wybierają lakier i dziewczyna starannie pielęgnuje dłonie kobiety.
Kobieta płaci i opuszcza gabinet. Spędza tam całe pięć godzin i ma wolne. Pracuje w SPA. Ubiera sweter i wychodzi. Widzi swoje auto i oddycha z ulgą. Kluczyk jest w stacyjce. Od razu jedzie do domu. Ma nadzieję, że więcej go nie spotka. Wchodzi do domu i odkłada torbę. Idzie do swojej kuchni. Robi obiad. Włącza radio i nuci pod nosem. Lubi gotować. Sprawia jej to przyjemność. Może pofantazjować.
~~~~~~~~*~~~~~~~~~~~~
Cześć :) Witamy w pierwszym rozdziale. Mamy nadzieję, że Was zaciekawi do dalszej lektury.
Blog jak przeważnie prowadzony przez dwie autorki. Mnie i Karolinę.
Opowiadanie jest w trakcie kopiowania, ale nie powinno być duuużych odstępów czasowych od dodawania. 
( Kopiowanie z dysky GG , żebyście nie pomyśleli że z jakiegoś innego bloga)