sobota, 31 maja 2014
Nowy blog - tłumaczenie
Mam dla Was nowy blog. Tłumaczenie Lessons. http://lessons-fanfiction-tlumaczenie.blogspot.com/
16.You are blind to what you hear.
Jesteśmy świadomymi swych czynów dorosłymi i to, co robimy za zamkniętymi drzwiami, jest wyłącznie naszą sprawą. Musisz uwolnić umysł i słuchać swego ciała.
MusicDemi przerażona cofa się i biegnie prosto w stronę Harry'ego popychając go na ziemię. Ląduje na nim a chwilę później nad nimi rozlega się strzał. Kładzie głowę na jego klatce nie pozwalając się ruszyć. Całe auto zostaje przestrzelone kulami. W końcu huk ustaje.
Mężczyzna powoli i ostrożnie wstaje rozglądając się. Auto odjechało.
- Nic ci nie jest? - słyszy cicho.
- Pogięło cię?! Prawie dostałaś!
- Zabił by cię.
- Nigdy więcej słyszysz?! Masz spieprzać i się chować w takich sytuacjach.
- Nie będę patrzeć jak cię przestrzelają!
- Miałaś coś załatwić
- Jesteś głupi - zła wstaje. Drzwiczki auta prawie upadają jej na nogę. Warczy i wchodzi na górę.
Otwiera gabinet i wchodzi do środka. Zabiera dokumenty i idzie na dół.
- Wrócimy spacerem hm?
- Nie mamy wyjścia.
- To chodź - idą obok siebie.
Dziewczyna łapie go za ramię i patrzy w chodnik powoli idąc. Harry ściąga jej dłoń i mocno trzyma w swojej.
- Kto to był?
- Trup.
- Nic ci nie zrobi?
- Słońce za kilka minut będzie martwy.
- To dobrze - mówi obserwując jego profil. Kiedy stał się dla niej ważny?
Po dwóch godzinach są w jego domu. Demi siedzi w kuchni i sprawdza bilety do Dubaju.
- Trzeba ci coś?
- Nie. Muszę polecieć po rzeczy. I zwolnić się z pracy.
- Nie musisz. Załatwię to.
- Czego ty nie możesz? - zamyka laptopa.
Mieć ciebie - mówi w myślach.
- Mogę wszystko.
- Umiesz kochać?
- Pewnie nie.
- Więc nie wszystko.
- Demi nie zaczynaj.
- Nie zaczynam. Od razu się denerwujesz. - idzie do łazienki. Opatruje starte ręce.
Harry sprowadza rzeczy dziewczyny, ale ciężko jest się mu skupić.
Demi schodzi na dół dopiero wieczorem. Harry wtedy stoi przy oknie i sprawdza coś w telefonie. Demi się przytula.
W jednej chwili znajduje się na parapecie twarzą do niego.
- Co tam słońce?
- Doszłam do pewnego wniosku - bawi się jego włosami .
- Mam pogratulować?
- Można nauczyć się kochać.
- Pewnie można.
- Mogę cię nauczyć jak sama do tego dojde.
- Zobaczymy..
- Mogę coś zrobić?
- Mówiłem. Robisz co chcesz. - zakłada ręce na piersi.
Pochyla się i kładzie swoje usta na jego. Niemal natychmiast jest przyciśnięta to szyby okna. Harry kładzie swoje ręce wzdłuż jej nóg tak.że dłońmi trzyma ją za biodra.
Delikatnie próbuje go całować. Stara się robić najlepiej jak umie. Ten całuje ją gwałtowniej. Wyładowuje całą swoją frustrację. W końcu odrywa się szybko oddychając. Patrzy jej w oczy, a usta tworzą prostą linie nie zdradzającą żadnych emocji.
- Nie lubię takiej miny. Masz sto twarzy.
- Mówię co myślę, w przeciwieństwie do innych.
- To powiedz co myślisz teraz.
- To byłby samobój.
Zakłada ręce na klatka robiąc niezadowoloną minę. Zeskakuję i drepta na górę. Harry prostuje się i bardzo wysila by nie pójść za nią. Demi wchodzi do łazienki i napuszcza wody do wanny. Rozbiera się i zanurza. Opiera głowę o oparcie i przymyka oczy. Sama nie wie kiedy zasypia w wodzie.
Budzi ją głośne uderzanie o drzwi.
- Demi kurwa odezwij się.
- Mhm - przeciera oczy i kicha. Zimna woda i spacer po deszczu dają się we znaki.
- Demi ostatni raz mówię!
- Przecież się odzywam - mruczy i wstaje ale się ślizga i znów upada tyłkiem do wody. - Kurczę ...
- Co jest?- słyszy ciszej.
- Nic nic.
- Wyłaź wreszcie.
- To będzie wyzwanie - ponawia próbę.
- Zaraz mnie szlag na miejscu trafi..
Dziewczyna chichocze pod nosem i dźwiga się. Staje na kafelkach szczekając zębami. Owija się ręcznikiem. Otwiera drzwi i wychodzi. Zmarznięta idzie do pokoju.
- Czemu mi nie odpowiadałaś?- idzie za nią zły.
- Spalam. Jak ci miałam odpowiadać?
- Spałaś? Mogłaś się ut..- zaciska szczeka i milknie.
- zasnęłam przez przypadek. Żałowałbyś ?
- Nie utrzymuje cię tyle przy życiu żebyś się w wannie utopiła.
- Widocznie sprzeciwiasz się losowi Edwardzie.
- Bardzo zabawne..- burczy.
- Zbyt przystojny jesteś na niego - zamyka drzwi.
Mężczyzna idzie do swojej sypialni. Tej gdzie spał z nią. Otwiera balkon i kładzie się.
Ręce układa pod głową i zamyka oczy. 5 minut , 10 minut , 15 mi...słyszy skrzypienie drzwi.
Otwiera jedno oko i rozgląda się. Demi stoi w progu w za duzej koszulce.
- Co jest?
- Mogę spać z tobą?
- Straszy?
- Bardzo. Upiornie.
- Kładź się.
Podchodzi wdrapując się na łóżko. Podnosi kołdrę i układa się pod nią. Przytula się do poduszki i patrzy na mężczyznę. Ten leży caly czas w tej samej pozycji.
- Słodko wyglądasz - mruczy i zasypia.
poniedziałek, 26 maja 2014
15. Good enough.
HEEEJ JESZCZE RAZ PRZYPOMINAM O NOWYM BLOGU ;D TEŻ O HARRYM, WIĘC JAK CHCECIE TO WPADNIJCIE.
Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.
Demi wraca do motelu i pakuje rzeczy. Jest już wieczór.Sprawdza dokumenty i chowa je. Bierze torbę i wychodzi z motelu. Pieszo idzie na lotnisko. Jeszcze dwie godziny. Zdąży.
Idąc znajomymi ulicami słucha muzyki. Trochę się boi. Jest późno. Gdy ktoś obok przechodzi spina się.
Harry idzie za nią od motelu. Z dużej odległości ja obserwuje.
Jakiś chłopak w kapturze trąca ją ramieniem próbując wyrwać jej bagaż. Dziewczyna siłuje się z nim ale nie ma aż tyle siły. Kopie go w czułe miejsce i odchodzi w inną ulice
Styles uśmiecha sie pod nosem i przyspiesza kroku dalej za nią podążając.
Dochodzą pod lotnisk Heathrow. Duży oświetlony budynek widać z daleka.
Demi wchodzi do środka i kieruje sie w odpowiednie miejsce, a Harry zostaje przy wejśćiu.
Widzi tylko jak udaje się na odprawę.
Przełyka nerwowo ślinę i próbuje patrzeć w inną stronę.
Demi ma przejść przez bramkę. Odwraca na chwilę głowę i zauważa w szybach znaną postać. Wbija wzrok w ziemię i przechodzi skontrolowana. Wskazując jej odpowiednie wejście ponaglając. Samolot ma zaraz startować.
- Proszę mnie puścić - odwraca się. - Niech pani mnie wypuści - wskazuje na tunel.
- Samolot zaraz startuje proszę pani.
- Nie chcę nim lecieć.
- Bilet się zgadza.
- Niech mnie pani wypuści - powtarza zdenerwowana.
Mężczyzna zdezorientowany otwiera metalowe drzwi i bramki. Harry widzi zamieszanie przy samolocie i z lekka się denerwuje. Cos nie tak z samolotem?
Demi wychodzi na platformę lotniska. Zaczyna padać. Dokładnie pogoda ma taki humor jak ona. Staje na środka lotniska wśród ludzi gdzieś spieszących. Zapomina o bagażu i idzie między innymi. Harry stoi przy siatce i obserwuje startujący samolot. Zdejmuje szpilki i trzyma je w rękach. Czasem ktoś na nią dziwnie spojrzy. Nie przejmuje się. Wychodzi z budynku.
Zagryza wargę zaczesując palcami włosy do tyłu.
- Gdzie mój książę na rumaku? - pyta samą siebie śmiejąc się. Nie ma co wierZyć w bajki.
Mężczyzna chowa ręce w kieszeniach i wraca. Nie będzie stał jak ostatni kretyn z jakiegoś romansidła i moknął w deszczu.
Idą tą samą ulicą nawet tego nieświadomi. W zasadzie to Demi nie ma gdzie wracać. Idzie przed Harrym mocząc z stopy w kałużach.
Mężczyzna podnosi głowę i dostrzega sylwetkę przed sobą. Jest podobna, a ty wariujesz - mówi do siebie. Idzie tym samym tempem, jednak bardziej podejrzliwie patrząc. Normalna osoba chodzi w deszcz bez butów?
Buty. Te buty.
- Co ty tu do cholery jeszcze robisz?
- Miałaś bilet.
- I prawie wsiadłam. Ale nie mogłam.
- Czego się czepili?
- Niczego. Ciebie zobaczyłam.
- I?
- I uznałam, że nie chcę lecieć. - odgarnia mokre włosy.
- Gdzie leziesz?- mężczyzna staje w miejscu.
- Przed siebie. - odpowiada. - Czemu za mną szedłeś? Jak mnie aż tam znalazłeś?
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś? Chodź do auta
Posłusznie robi co chce. Siada w jego samochodzie cała mokra
Harry jedzie w kompletnej ciszy. Wchodzą do jego domu. Daje jej jakieś suche rzeczy.
- Przebierz się i połóż bo pewnie zmęczona jesteś. Cztery sypialnie do wyboru. Jutro idź do Amandy, studia, gdzie chcesz. Dzisiaj już późno. - znika w jednym z pokoi.
Demi przebiera się i kładzie na kanapie. Ogląda powtórkę meczu. Czuje że zasypia, gdy jeszcze telewizor rozbrzmiewa nie wyraźnie.
Budzi się w miejscu gdzie zasnęła.
Idzie sprawdzić czy jej rzeczy są suche. Przebiera się i wiedząc gdzie jest kuchnia, udaje się tam. Robi Harry'emu śniadanie.
Sama je przy okazji. Włącza cicho radio stojące na wysokiej szafce. Stara się nie śpiewać. Przypomina sobie Sylwestra i cicho śmieje. Na pewno kłamał, nie śpiewa aż tak źle.
Kaleczy się nożem. Syczy i wkłada rękę pod wodę. Nie zepsuje to jej humoru. Znajduje opatrunek i radzi sobie. Kończy śniadanie. Harry budzi się w między czasie. Wstaje i idzie do łazienki.
Ubiera świeże rzeczy. Dopiero po.muzyce z dołu przypomina mu się, że nie jest sam.
07:43
karo:)
Schodzi na dół i kieruje się do kuchni.
Demi myje deskę i nóż pod wodą, po czym odkłada je na suszarkę. Na stole stoją talerz z kanapkami.
- Cześć - słyszy.
- Cześć. Zrobiłam ci śniadanie, nie chciałam się rządzić a no i zaraz sobie pójdę
Amanda jest z Liamem w Wenecji. Kazali przekazać, że nie będzie go na spotkaniu gangu. - mówi.tak szybko że ledwo co można zrozumieć.
- Kiedy wracasz?
- Do Dubaju? Nie wiem. Nie po to nie leciałam, aby uciekać.
- Gdzie chcesz iść?
Wzrusza ramionami.
- Pójdę do salonu pewnie.
- Możesz zostać tu, ale to twoja decyzja
- W tym problem, że jakbym nawet chciała...jak to beznadziejnie brzmi..to nie chcę 1. Siedzieć ci na głowie .2. Męczyć swoim towarzystwem. I 3. Być problemem.
- Wiesz że nic z tego nie jest prawdą.
- Jak nie?
- Nie, po prostu.
Siada przy stole wzdychając.
- Zjedz..Napracowałam się. Poszła nawet krew.
Ten momentalnie szuka czy nic jej nie jest, ale opamiętuje się.
Uśmiecha się lekko do niego. Harry bez słowa zaczyna jeść.
- Dziękuję za suknię .
- Drobiazg.
- Chciałabym zostać. Z tobą.
- Kłamiesz
- Nie. Chciałabym zostać z tobą.
- Mówiłaś podobnie.
- I uciekłam. To był strach. Ale jest gorzej być tam.
- Wróć, nie bronię, tylko uważaj co mówisz. Za dużo gadasz, mało z tego robiąc.
- Taka moja wada.
- Demi jak chcesz.
- Pojedź ze mną na chwilę do salonu. Proszę.
Wstaje, ubiera buty i wychodzą. Jedzie w miejsce gdzie prosiła dziewczyna.
Dokumenty zostały w bagażu. A raczej tylko paszport. W salonie ma dowód i trochę pieniędzy. Idzie do budynku gdy Harry czeka przy aucie. Dziewczyna patrzy w punkt dalej widząc mężczyznę kilkanaście metrów dalej. Mierzy w Stylesa.
czwartek, 22 maja 2014
14. Hello Kitty.
~*~
Demi siedzi w pokoju z babeczką w ręku. Zdmuchuje jedną świeczkę i uśmiecha się.
Ktos puka do drzwi. Idzie leniwie otworzyć. Kurier wręcza jej paczke, odbiera podpis i żegna sie. Jest zaskoczona jak cholera. Kto znał jej adres?!
W środku jest piękna, długa, krwistoczerwona suknia, a pod nią dwa słoiki. Jeden cały zapełniony 10 centówkami, a drugi tylko z jedną leżacą na słońcu na dnie naczynia.
Domyśla się, że musiał ją znaleźć. Tylko jak. gdy wyciąga suknie, na podłogę wypada karteczka. Odkłada materiał na łóżko i schyla się po papierek.
" Nie bój się, nie ma mnie blisko. Ja dotrzymuje słowa. Nie napisze ci oklepanego KOCHAM CIĘ, ale wiedz, że sprowadziłaś zaćmienie. H."
Siada na łóżku przecierając oczy. Głęboko oddycha chcąc wyjść z szoku. Jak…co…gdzie i kiedy. Jeszcze raz czyta tekst. Nawet parę razy na głos. Nie może pozbyć się zaskoczenia. Z mętlikiem w głowie przygląda się sukni. Ostrożnie ją składa i kładzie na łóżku obok siebie. Dał jej spokój. Jest wolna. Zamyka oczy i spokojnie oddycha. W końcu sen sam przychodzi i odpływa.~~*~~
- Liam proszę, chce ją zobaczyć
- Nie.
- Wiem że ci powiedział gdzie jest.
- To idź go prosić.
- Liam proszę.. - Amanda jest bliska płaczu.
- Jesteś pełnoprawnym właścicielem salonu. Będzie płacić kredyt- daje jej dokumenty.
- Co?
- Przepisała ci.
- Nie chce go. Chce ją zobaczyć. Liam...
- Nie do cholery. Ja ci nie powiem. Jak się Styles zgodzi to masz szczęście.
- Dlaczego?! Czemu nie możęsz tego dla mnie zrobić?!
- Bo to ryzykowne. Mogę dac ci telefon.
- jesteś tchórzem. - mówi przez zęby.
- Chcesz z nią pogadać?
- Tak..
- To tu masz telefon.- podaje jej komórkę.
bez słowa wykręca numer.
- Tak?
- Demi jesteś okropna.
- O Boże Amanda...Przepraszam .
- Egoistka, chodząca głupota... - zaczyna ją wyzywać.
- Musiałam. Nie mogłam powiedzieć...A zresztą. I tak mnie znalazł.
- jest w Londynie.
- Wiem. Ale nie oto mi chodzi. Zdałam sobie sprawę że może wszystko.
- Chyba tak..Demi gdzie jesteś? - pyta ciszej.
- Nie powiem.
- Demi..
- Dubaj.
- Zabije cię jak spotkam.
- Zajmij się salonem.
- Przyjedź..chociaż na chwile.
- Dopiero wyjechałam.
- Ale ja tęsknie.
- Zróbmy tak. Spotkamy się ale nikt się o tym nie dowie. Powtórz Szkoda że nie przyjedziesz.
- To jak w filmie.. - chichocze. - ..ale szkoda, chciałabym cię zobaczyć.
- Więc spotkamy się za tydzień. W..Teatrze w.którym miałaś próby.
- Jasne, rozumiem. - mówi smutno.
- Papa
- Cześć. - rozłącza się i oddaje telefon chłopakowi.
Liścik a spotkanie to co innego. Moze ją trzymać w. Pewności że ma.spokój
A tu nagle mroczny rycerz powraca
Demi zgodnie z obietnicą przyjeżdża pp tygodniu
czeka w umówionym miejscu na przyjaciółke.
Siada na starej scenie. Ma na sobie czarną sukienkę z odkrytym jednym ramieniem i czarną skórzaną kurtkę. Na nosie ma ciemne okulary
W budynku unosi się zapach starości.
Demi słyszy kroki i wstaje czekając. Zdejmuje okulary i przewiesza je przez dekolt sukienki.
Uśmiecha się widząc przyjaciółkę. Amanda przyspiesza i mocno przytula dziewczynę
- Cześć.
- Świetnie wyglądasz.
- Muszę, bo tak mnie nie poznają.
- jest super. - całuje ja w policzek.
- Jak tam?
- Zrobiłaś dobrze. - mówi wypuszczając powietrze.
- Czemu?
- Po prostu - posyła jej uśmiech.
- No powiedz.
- To wszystko jest chore.
- Tak wiem.
- Kiedy wracasz?
- Za dwa dni.
- Sprzedaj spa, ja go nie chce.
- Może wrócę. Zajmij się tym.
- Wiesz że mam do tego dwie lewe ręce.
- Poproś kogoś o pomoc.
- jak ci tam jest? - siadają.
- W porządku. Też tęsknię.
- Spróbowałabyś nie. - trąca ja ramieniem.
Cicho się śmieje. Przytula ją.
Siedzą w tym miejscu bardzo długo. Rozmawiają i nie mogą się rozstać. Demi jedzie do motelu. Bierze kilka rzeczy z torby i idzie pod prysznic. Myje swoje włosy i ciało. Czuje się lepiej po spotkaniu z przyjaciółką. Po kilkunastu minutach wychodzi z łazienki.
Składa brudne rzeczy i kładzie sie do łóżka.
Zmęczona patrzy w sufit. Jej życie jest pogmatwane. Zamyka oczy i po chwili zasypia. Zjada kanapkę i wypija herbatę. Jedzie do banku wpłacić kolejną ratę.
Dopiero w budynku zdejmuje słuchawki. Podchodzi do kasy i reguluje należność.
Pożyczka nie jest duża. Da radę ..Mało jej zostaje, ale da radę. Żegna się i wychodzi. Zakłada okulary i słuchawki idąc przed siebie. Dociera szybko do motelu. Nie chce się tu pokazywać.
Siedzi na podłodze w pokoju i maluje paznokcie. Louis wpada do domu Harry'ego zdyszany. - Mam zabezpieczenia banku. Wchodzisz?
- Jasne - mówi kompletnie go nie słuchając.
- Harry!
- czego?
- Zbieraj dupe. To ten bank co ona ma kredyt
- Nie tykamy się niczego co ma z nią jakikolwiek związek.
- Oj chodź. Kasa się liczy.
- To idź.
- A ty ze mną - ciągnie go za koszulę i wyprowadza z domu. - Ulala jaka laska. - widzi dziewczynę idącą chodnikiem w okularach, czarnych spodniach, białym topie i kurtce skórzanej.
- Dawaj, miałeś sob.. - milknie rozpoznając tę właśnie dziewczynę.
- Właśnie mam taki zamiar.
- Stój, ani sie waż.
- a tobie o co chodzi?
- Ta jest moja.- ciągnie go w przeciwnym kierunku.
- Od kiedy?
- Od jakiegoś czasu.
- Szybko się pocieszasz. Szybciej. Bo zmienia kody
- Niech zmieniają.. - patrzy jak Demi sie oddala.
Louis staje w pół kroku.
- Słońce ci zaszło?
- Zachodzi.
- Ja tam bym biegł. Ty to zawsze ofiara losu jesteś - Louis jako jedyny mówi szczerze co myśli.
- Idziemy..
- Zdecydujesz się w końcu? - wzdycha i rusza.
- Gościu wybrała jasne?
- Czy jej decyzję mają mieć wpływ na twoje?
- Idziemy powiedziałem. - przyspiesza i urywa temat.
- Idziemy powiedziałem, idziemy - Louis mówi pod nosem robiąc głupie miny.
ten wali go w łeb i wsiada do auta. Jadą do banku. Stoją obserwując, aż każdy prawie opuszcza budynek.
Idę się uczyć ruskiego, a wy komentujcie :)
Zapraszamy na nowe opowiadanie http://exchange-fanfiction.blogspot.com/
poniedziałek, 19 maja 2014
13. Surfboard.
Nie komentuj moich wyborów. to najwyżej ja sobie zjebie życie
5 stycznia, Caroline Demi ma urodziny. Tego samego dnia ma wrócić do domu Harry'ego. Ten za to jest na razie w Petersburgu załatwiając jakieś sprawy, a do przeprowadzki są dwa dni.
Demi siedzi na fotelu jeszcze raz wszystko analizują. Bierze komputer i długo się zastanawia...W końcu go zamyka. Chwyta torbę sportową i pakuje parę rzeczy. Zamyka mieszkanie i wychodzi. nikt jej nie pilnuje. Telefon wyrzuca.
Kieruje się na lotnisko. Jeśli już ma kupić bilet to nie kartą. Płaci z gotówki. Wybiera nowe miejsce. Azja. Dubaj. Tam leci. Siedzi w samolocie rysując.
Stara sie wyłączyć myślenie i skupić tylko na kartce i ołówku.
Amanda wchodzi do mieszkania, aby się pożegnać ale nikogo nie ma.
- Liam? - pyta cicho.
- Tak?
- Gdzie on ją wywiózł?
- Co? Harry'ego nie ma w Anglii.
- Gdzie pojechali?
- Pojechał. sam.
- Ale nie mam jej rzeczy.
- Jak to? - wpada do pokoju.
- Pusto..
Rzeczywiście jest tak jak mówi dziewczyna. Wyciąga telefon i dzwoni do Harry'ego.
- Liam nie mam teraz czasu.
- Spieprzyła.
- tyle spokoju będzie. - śmieje sie cicho.
- Czyli mam się tym nie przejmować? Okay.
- Twoja sprawa, wiesz że mnie jakoś nie dyga. Nienawidzę jej gadania.
- Luz. - odpowiada i rozłącza się, aby mu nie przeszkadzać. - Wracamy. Chodź.
- Nie musiałeś mu mówić... - mówi cicho blondynka.
- Sam by to odkrył jakby wrócił. Zresztą nie obchodzi go to.
~~*~~
- Romeo spieprzyła Amanda. – śmieje się Styles do Louisa.
- Nie dopilnował cnotki.
- Bywa.
- Kiedy wracamy?
- Jak wszystko załatwimy.
- No patrz, to ten adres.
- Uwiniemy się w pare dni.
Zabierają się do roboty. Jak dla nich to i tak nie trudne.
Demi wynajmuje jeden pokój u jakieś starszej pani.
Nie ma problemów z językiem. Dobrze się dogaduje. W ciągu dwóch dni zdążyła znaleźć pracę w swoim fachu.
Ma wyrzuty sumienia co do Amandy. Ale gdyby coś zostawiła znalazł by ją.
Idzie ulica ze słuchawkami w uszach.
Jest strasznie ciepło. Ma tylko bluzkę na ramiączkach i spodenki. Czuje sie dziwnie, ale chyba dobrze. Musi zacząć żyć normalnie. Jak człowiek. Jak dziewczyna. Musi.
~*~
Louis z Harry'm zmęczeni padają w domu. Musieli rozładować ciężarówkę z drogim sprzętem.
karo:)
- Dom .. - wzdycha Styles.
- kanapa...
Śmieją się obaj. Harry później jedzie do Demi. W mieszkaniu jest parę rzeczy. Chyba się pakowała.
- Demi?
Odpowiada mu zupełna cisza.
- demi? - chodzi po mieszkaniu.
Dzwoni jego telefon. znów Liam.
- Wróciliście już?
- Liam ja ją zabije. Zabrała ją ze sobą.
- Nie. Amanda ze mną jest.
- Jak to? mówiłeś że się zwinęła.
- Mówiłem... Mówiłem o Demi.
- Trzeba było powiedzieć !
- Skoro do ciebie dzwoniłem to normalne, że o niej mówiłem!
- Pytaj Amandę.
- Ona nie wie.
- Jak ja ją dorwę to się dowie.
- Styles -warczy. - Nie waż się jej dotknąć. Była tak samo zaskoczona jak ja. Zresztą dałeś spokój Demi.
- Miała wybór! Podjęła decyzje i kurwa tak będzie.
- Zmieniła decyzję w ostatniej chwili.
- Mam to w dupie! szukaj jej.
- Jasne. Biedna dziewczyna.
- Co?
- No biedna dziewczyna.
- Liam o co ci chodzi?
- Jesteś niezdecydowany. Po co chcesz jej szukać?
- Powiedziała że zostaje.
- No to co? Zależy ci na niej?
- Jest głupia, wszystko pieprzy.
- No to co jej będziesz szukać?
- Liam kurwa denerwujesz mnie.
- Stwierdzam fakty. Jest dla ciebie nikim, ale łamiąc przepisy zapieprzasz do szpitala aby ratować życie.
- Nie jestem tak głupi jak ty.
- Tak. Ty jesteś głupszy - rozłącza się.
Harry jest p prostu wściekły. Jakby mógł to by to mieszkanie rozniósł. Siada na fotelu i chowa twarz w dłoniach. Spokojnie oddycha to się uspokaja. Nie wie co ma zrobić.
piątek, 16 maja 2014
12. 4:30.
Music
Sylwester
Jeszcze cztery godziny do Nowego Roku. Demi chodzi po ulicach Londynu.
Jest głośno i wesoło dookoła. Z zainteresowaniem wszystko obserwuje. Idzie na plac gdzie jest centrum zabawy. Staje gdzieś w tyle i patrzy na telebimy. Słucha muzyki wykonywanej przez piosenkarzy.
- W woli ścisłości. Mam ci nie dawać spokoju?- słyszy przy uchu czując ręce na biodrach.
- Wystraszyłeś mnie - mówi uspokajając oddech. - Chyba.
- Lubisz takie rzeczy?
- Jakie?
- Jak ta zabawa. Fajerwerki i te sprawy.
Przygląda się scenie. Zmienili artystę. Kobieta w meksykańskiej sukni śpiewała tańcząc.
- Czasem można popatrzeć. Nie lubię, ale nudziło mi się.
- Rozumiem.
- Co tu robisz? - robi krok w przód i staje na palcach, bo ktoś jej zasłania.
- Nudziło mi się. - mówi śmiejąc się. - Chcesz na barana?
- Śmiej się śmiej, ale to nie ja mam prawie dwa metry - mówi siedząc na jego ramionach. - Jak mnie znalazłeś? Mam jakiś nadajnik?
- Wszczepiłem gdy spałaś.
- Poważnie pytam.
- To mówię.
- Jasne - przygląda się scenie.
- Masz łaskotki?- słyszy chwilę później.
Pochyla się nad jego uchem.
- A znasz odpowiedź?
- Nie.
- Mam.
- Duże?- uśmiecha się do niej.
Pochyla głowę tak, że widzi go do góry nogami, ale patrzy mu w oczy.
- nie powiem ci.
- To sprawdzę.
- Nie możesz. Mnie się nie tyka.
- Zależy kto.- mruga do niej.
- Oglądaj - prostuje się i patrzy przed siebie.
Razem witają nowy rok. Fajerwerki i te sprawy. Demi jest zmęczona tym wieczorem i wlecze się w stronę domu.
Harry prawie całą drogę jej dogryza śmiejąc się.
Kładzie mu rękę na ustach i tak idzie.
Ten schyla się i przewiesza ją sobie przez ramię.
Nawet nie protestuje. Zwisa głową w dół i zamyka oczy śpiewając coś.
- Fałsz słońce. Postaraj się.
- Znalazł się muzyk.
- No przecież wyjesz.
Wali go w plecy ręką.
- We’re Slavic girls We know how to use our charming beauty
- No chyba nie bardzo.
- A co? Brytyjki lepsze?
- Różnie, ale wy nie umiecie tego pokazać, użyć.
- A ja nie jestem Brytyjką - śmieje się machając nogami.
- A ja o tym wiem.
- Dale a tu cuerpo alegria a Macarena. Que tu cuerpo es pa' dale alegria y cosa buena. Dale a tu cuerpo alegria a Macarena. - rytmicznie stuka palcami o plecy bruneta.
- Zlituj się - klepie ją w tyłek.
- Dobra, nie odezwę się do ciebie. Nawet jak będziesz prosił. Nie odezwę się. No nic nie powiem.
- To znowu dostaniesz
Nie odpowiada. Ręce ma założone na klatce i podziwia chodnik.
Wchodzi do domu i odstawia dziewczynę.
- Dziękuję - zdejmuje szpilki i sukienkę w salonie.
W bieliźnie idzie do kuchni zrobić coś do picia.
- Źle robisz testując moją wytrzymałość.
- Nie wiem co tu jeszcze robisz.
- Teraz nie wiem czy wyjść.
- Kanapę przetestowałeś. - Kończy robienie herbaty i idzie do sypialni.
- Słońce zagalopowujesz się.
- To mój dom. W twoim Bede potulna.
- Twój dom, nie przeczę, ale mówisz do mnie.
- Dobranoc .- gasi światło i przebiera się.
Harry nic już nie mówi tylko zasypia.
Demi wychodzi nad ranem z pokoju. Siedzi na fotelu i go rysuje.
Ten śpi na brzuchu twarzą do niej. Też sobie wybrał pozycję...Ale udaje jej się narysować. Styles budzi się jakąś godzinę później
Dziewczyna chwyta blok i szybko idzie do pokoju.
Mężczyzna wstaje i idzie do kuchni.
Robi śniadanie. Przynajmniej to umie. Demi bierze ubrania i idzie pod prysznic. Naga stoi pod strumieniami wody. Patrzy na swoje ciało. Powinna zacząć się doceniać. Opiera się o kafelki. Kładzie dłoń na brzuchu i delikatnie przesuwa niżej. Cofa rękę zawstydzona. No, ale jest tu tylko ona...
Ponawia ruch. Rozsuwa bardziej uda, aby jej dłoń mogła zbadać jej własną kobiecość. Robi to pewnie, zarumieniona. Zagryza wargę ruszając śmielej dłonią. Uczucie jest na tyle przyjemne, że tego nie przerywa. Już po kilku minutach jej nogi drżą, a ona głęboko oddycha próbując dojść do siebie. Głuchy jęk wyrywa się z jej ust. Jeszcze chwilę stoi pod wodą, po czym wychodzi otulając się ręcznikiem. Suszy włosy i ubiera czyste rzeczy. Gotowa opuszcza łazienkę. Harry siedzi przy stole pogrążony w myślach.
- Cześć - Demi wchodzi pocierając zaczerwienione policzki.
- Wyglądasz jakbyś miała gorączkę.
- No...O kanapki.
- Demi zmierz temperaturę.
- Nic mi nie jest.
- Jesteś rozpalona. Nie będę znowu zapieprzał w ostatniej chwili.
- bralam prysznic.
- Więc nie możesz mieć gorączki?
- Nie mam gorączki! - siada na krześle szybko jedząc.
- Nie drzyj się. Dałaś już pokaz. - wstaje. - Było słychać bardzo wyraźnie, zwłaszcza jeśli ktoś się przysłuchiwał. - puszcza jej oczko i wychodzi z kuchni do holu.
- Kretyn...- mówi do siebie i kończy śniadanie.
Czuje lekkie zażenowanie ale stara się ignorować to uczucie. Wychodzi z domu i idzie do salonu. Sprząta w nim. Zastanawia się nad remontem skoro i tak będzie mogła otworzyć w lutym to ma trochę czasu.
Przegląda katalogi wnętrz takich miejsc. Wybiera konkretne. Podoba jej się. Jest eleganckie, ale nie sztywne. Wchodzi na stronę banku i sprawdza najoszczędniejsze oferty kredytu. Wyświetla jej się wiele stron. W końcu udaje jej się wybrać odpowiednią okazję. Umawia się na spotkanie. Odkłada laptopa i otwiera okno. Wyjmuje z kieszeni papierosy, które podpierniczyła Harry’emu. Można spróbować… Odpala jednego i zaciąga się. Po chwili dusi się i kaszle. Nie, to chyba nie jest dla niej. Rezygnuje. O odpowiedniej godzinie jedzie do banku. Rozmowa przebiega pomyślnie. Jednak Demi na razie nic nie podpisuje. Z umowami wraca spacerem do domu. Czyta, ale uważa jak idzie.
Na klatce spotyka Liama.
- Cześć - mówi i otwiera drzwi.
- Cześć. - znosi kolejne pudła.
- Co ty robisz?
- Znosi rzeczy - mówi Amanda wychodząc do nich. - Demi to zły pomysł.
- Lepszego nie znalazłam. Chyba, że wyjadę na Alaskę i będę się chować.
- Zostańmy tu.
- Ale ja się boję.
- Jego powinnaś się bać.
- Jego też się boję. Ale jak będę słuchać to mnie obroni.
- Tego chcesz?
Siada na schodach chowając twarz w dłoniach.
- To głupie, ale ja czuję jakieś przywiązanie
- Do niego?- dziewczyna siada obok niej.
- Nie wiem... Wiem, wiem to okropnie głupie. Ale czuję, że go potrzebuję.
- To jest głupie. Prawie tak jak on.
- Ja też jestem głupia.
- Wcale nie - przytula ją.
- Może się dogadamy...
- Wątpię. Obyś nie żałow..
- Amanda umówiłem się z Niallem.
- Bedę załować - mówi Demi i wstają.
- Mała..- mówi blondynka przestępując z nogi na nogę.
- Ucieczki mam opanowane jak coś.
- Do zobaczenia - całuje ją w policzek i biegnie do lekko zdenerwowanego już Liama.
Demi wchodzi do mieszkania. Dalej czyta umowę.
Harry siedzi na podłodze majstrując coś przy stole. Wygląda jak mały chłopak z zabawką.
Bierze kolejną śrubkę i wkręca ją w odpowiednie miejsce.
- Co tam masz?- przenosi na nią wzrok.
- Kartki.
- Kartki?
- Dokumenty – idzie do kuchni.
- Jakie dokumenty Demi?- kiedy używa jej imienia to znaczy że zaczyna się denerwować.
- Umowa.
- Co za umowa?
- Kredytu.
- Mówiłem ci coś na ten temat.
- Nie wiem co mówiłeś. Robię remont i biorę kredyt.
- Dam ci pieniądze. - idzie do niej.
- Nie chcę.
- Nie pytałem.
- Nie wezmę
- Weźmiesz kredyt ja go będę spłacał. To mało opłacalne.
- Nie będziesz nic spłacał - patrzy na niego.
- Demi nie wkurwiaj mnie.
Wystawia rekę.
- Ja będę płacił. Inaczej żadnego remontu nie będzie. - drze papiery zostawiając na stole monetę.
- Nie masz prawa za to decydować.
- Założysz się?
- Tak. Zarabiam.
- Obecnie nie.
- Ale będe.
- To się okaże.
- Przestań! Nie chcę twoich ukradzionych pieniędzy.
- Nie pyta czy chcesz - powtarza.
- A no i ja próbuję zarabiać, a ty idziesz na łatwiznę. - wychodzi z kuchni zła. Wybiega z domu i kieruje się do banku.
Harry wściekły uderza w ścianę przez co powstaje dziura. Demi siedzi przed bankowcem i daje mu dane. Oraz swoją kartę. Ten sprawdza jeszcze raz czy można przyznać jej kredyt. Przez stałe pobory a nawet własną działalność, chęć rozwijania z łatwością podpisują umowę. Oddycha z ulgą. Teraz jedzie do salonu i tam zajmuje się wszystkim co związane z remontem.
-Myślę, że mógłbym cię uszczęśliwić.
- A co? Wychodzisz?
~*~`Sylwester
Jeszcze cztery godziny do Nowego Roku. Demi chodzi po ulicach Londynu.
Jest głośno i wesoło dookoła. Z zainteresowaniem wszystko obserwuje. Idzie na plac gdzie jest centrum zabawy. Staje gdzieś w tyle i patrzy na telebimy. Słucha muzyki wykonywanej przez piosenkarzy.
- W woli ścisłości. Mam ci nie dawać spokoju?- słyszy przy uchu czując ręce na biodrach.
- Wystraszyłeś mnie - mówi uspokajając oddech. - Chyba.
- Lubisz takie rzeczy?
- Jakie?
- Jak ta zabawa. Fajerwerki i te sprawy.
Przygląda się scenie. Zmienili artystę. Kobieta w meksykańskiej sukni śpiewała tańcząc.
- Czasem można popatrzeć. Nie lubię, ale nudziło mi się.
- Rozumiem.
- Co tu robisz? - robi krok w przód i staje na palcach, bo ktoś jej zasłania.
- Nudziło mi się. - mówi śmiejąc się. - Chcesz na barana?
- Śmiej się śmiej, ale to nie ja mam prawie dwa metry - mówi siedząc na jego ramionach. - Jak mnie znalazłeś? Mam jakiś nadajnik?
- Wszczepiłem gdy spałaś.
- Poważnie pytam.
- To mówię.
- Jasne - przygląda się scenie.
- Masz łaskotki?- słyszy chwilę później.
Pochyla się nad jego uchem.
- A znasz odpowiedź?
- Nie.
- Mam.
- Duże?- uśmiecha się do niej.
Pochyla głowę tak, że widzi go do góry nogami, ale patrzy mu w oczy.
- nie powiem ci.
- To sprawdzę.
- Nie możesz. Mnie się nie tyka.
- Zależy kto.- mruga do niej.
- Oglądaj - prostuje się i patrzy przed siebie.
Razem witają nowy rok. Fajerwerki i te sprawy. Demi jest zmęczona tym wieczorem i wlecze się w stronę domu.
Harry prawie całą drogę jej dogryza śmiejąc się.
Kładzie mu rękę na ustach i tak idzie.
Ten schyla się i przewiesza ją sobie przez ramię.
Nawet nie protestuje. Zwisa głową w dół i zamyka oczy śpiewając coś.
- Fałsz słońce. Postaraj się.
- Znalazł się muzyk.
- No przecież wyjesz.
Wali go w plecy ręką.
- We’re Slavic girls We know how to use our charming beauty
- No chyba nie bardzo.
- A co? Brytyjki lepsze?
- Różnie, ale wy nie umiecie tego pokazać, użyć.
- A ja nie jestem Brytyjką - śmieje się machając nogami.
- A ja o tym wiem.
- Dale a tu cuerpo alegria a Macarena. Que tu cuerpo es pa' dale alegria y cosa buena. Dale a tu cuerpo alegria a Macarena. - rytmicznie stuka palcami o plecy bruneta.
- Zlituj się - klepie ją w tyłek.
- Dobra, nie odezwę się do ciebie. Nawet jak będziesz prosił. Nie odezwę się. No nic nie powiem.
- To znowu dostaniesz
Nie odpowiada. Ręce ma założone na klatce i podziwia chodnik.
Wchodzi do domu i odstawia dziewczynę.
- Dziękuję - zdejmuje szpilki i sukienkę w salonie.
W bieliźnie idzie do kuchni zrobić coś do picia.
- Źle robisz testując moją wytrzymałość.
- Nie wiem co tu jeszcze robisz.
- Teraz nie wiem czy wyjść.
- Kanapę przetestowałeś. - Kończy robienie herbaty i idzie do sypialni.
- Słońce zagalopowujesz się.
- To mój dom. W twoim Bede potulna.
- Twój dom, nie przeczę, ale mówisz do mnie.
- Dobranoc .- gasi światło i przebiera się.
Harry nic już nie mówi tylko zasypia.
Demi wychodzi nad ranem z pokoju. Siedzi na fotelu i go rysuje.
Ten śpi na brzuchu twarzą do niej. Też sobie wybrał pozycję...Ale udaje jej się narysować. Styles budzi się jakąś godzinę później
Dziewczyna chwyta blok i szybko idzie do pokoju.
Mężczyzna wstaje i idzie do kuchni.
Robi śniadanie. Przynajmniej to umie. Demi bierze ubrania i idzie pod prysznic. Naga stoi pod strumieniami wody. Patrzy na swoje ciało. Powinna zacząć się doceniać. Opiera się o kafelki. Kładzie dłoń na brzuchu i delikatnie przesuwa niżej. Cofa rękę zawstydzona. No, ale jest tu tylko ona...
Ponawia ruch. Rozsuwa bardziej uda, aby jej dłoń mogła zbadać jej własną kobiecość. Robi to pewnie, zarumieniona. Zagryza wargę ruszając śmielej dłonią. Uczucie jest na tyle przyjemne, że tego nie przerywa. Już po kilku minutach jej nogi drżą, a ona głęboko oddycha próbując dojść do siebie. Głuchy jęk wyrywa się z jej ust. Jeszcze chwilę stoi pod wodą, po czym wychodzi otulając się ręcznikiem. Suszy włosy i ubiera czyste rzeczy. Gotowa opuszcza łazienkę. Harry siedzi przy stole pogrążony w myślach.
- Cześć - Demi wchodzi pocierając zaczerwienione policzki.
- Wyglądasz jakbyś miała gorączkę.
- No...O kanapki.
- Demi zmierz temperaturę.
- Nic mi nie jest.
- Jesteś rozpalona. Nie będę znowu zapieprzał w ostatniej chwili.
- bralam prysznic.
- Więc nie możesz mieć gorączki?
- Nie mam gorączki! - siada na krześle szybko jedząc.
- Nie drzyj się. Dałaś już pokaz. - wstaje. - Było słychać bardzo wyraźnie, zwłaszcza jeśli ktoś się przysłuchiwał. - puszcza jej oczko i wychodzi z kuchni do holu.
- Kretyn...- mówi do siebie i kończy śniadanie.
Czuje lekkie zażenowanie ale stara się ignorować to uczucie. Wychodzi z domu i idzie do salonu. Sprząta w nim. Zastanawia się nad remontem skoro i tak będzie mogła otworzyć w lutym to ma trochę czasu.
Przegląda katalogi wnętrz takich miejsc. Wybiera konkretne. Podoba jej się. Jest eleganckie, ale nie sztywne. Wchodzi na stronę banku i sprawdza najoszczędniejsze oferty kredytu. Wyświetla jej się wiele stron. W końcu udaje jej się wybrać odpowiednią okazję. Umawia się na spotkanie. Odkłada laptopa i otwiera okno. Wyjmuje z kieszeni papierosy, które podpierniczyła Harry’emu. Można spróbować… Odpala jednego i zaciąga się. Po chwili dusi się i kaszle. Nie, to chyba nie jest dla niej. Rezygnuje. O odpowiedniej godzinie jedzie do banku. Rozmowa przebiega pomyślnie. Jednak Demi na razie nic nie podpisuje. Z umowami wraca spacerem do domu. Czyta, ale uważa jak idzie.
Na klatce spotyka Liama.
- Cześć - mówi i otwiera drzwi.
- Cześć. - znosi kolejne pudła.
- Co ty robisz?
- Znosi rzeczy - mówi Amanda wychodząc do nich. - Demi to zły pomysł.
- Lepszego nie znalazłam. Chyba, że wyjadę na Alaskę i będę się chować.
- Zostańmy tu.
- Ale ja się boję.
- Jego powinnaś się bać.
- Jego też się boję. Ale jak będę słuchać to mnie obroni.
- Tego chcesz?
Siada na schodach chowając twarz w dłoniach.
- To głupie, ale ja czuję jakieś przywiązanie
- Do niego?- dziewczyna siada obok niej.
- Nie wiem... Wiem, wiem to okropnie głupie. Ale czuję, że go potrzebuję.
- To jest głupie. Prawie tak jak on.
- Ja też jestem głupia.
- Wcale nie - przytula ją.
- Może się dogadamy...
- Wątpię. Obyś nie żałow..
- Amanda umówiłem się z Niallem.
- Bedę załować - mówi Demi i wstają.
- Mała..- mówi blondynka przestępując z nogi na nogę.
- Ucieczki mam opanowane jak coś.
- Do zobaczenia - całuje ją w policzek i biegnie do lekko zdenerwowanego już Liama.
Demi wchodzi do mieszkania. Dalej czyta umowę.
Harry siedzi na podłodze majstrując coś przy stole. Wygląda jak mały chłopak z zabawką.
Bierze kolejną śrubkę i wkręca ją w odpowiednie miejsce.
- Co tam masz?- przenosi na nią wzrok.
- Kartki.
- Kartki?
- Dokumenty – idzie do kuchni.
- Jakie dokumenty Demi?- kiedy używa jej imienia to znaczy że zaczyna się denerwować.
- Umowa.
- Co za umowa?
- Kredytu.
- Mówiłem ci coś na ten temat.
- Nie wiem co mówiłeś. Robię remont i biorę kredyt.
- Dam ci pieniądze. - idzie do niej.
- Nie chcę.
- Nie pytałem.
- Nie wezmę
- Weźmiesz kredyt ja go będę spłacał. To mało opłacalne.
- Nie będziesz nic spłacał - patrzy na niego.
- Demi nie wkurwiaj mnie.
Wystawia rekę.
- Ja będę płacił. Inaczej żadnego remontu nie będzie. - drze papiery zostawiając na stole monetę.
- Nie masz prawa za to decydować.
- Założysz się?
- Tak. Zarabiam.
- Obecnie nie.
- Ale będe.
- To się okaże.
- Przestań! Nie chcę twoich ukradzionych pieniędzy.
- Nie pyta czy chcesz - powtarza.
- A no i ja próbuję zarabiać, a ty idziesz na łatwiznę. - wychodzi z kuchni zła. Wybiega z domu i kieruje się do banku.
Harry wściekły uderza w ścianę przez co powstaje dziura. Demi siedzi przed bankowcem i daje mu dane. Oraz swoją kartę. Ten sprawdza jeszcze raz czy można przyznać jej kredyt. Przez stałe pobory a nawet własną działalność, chęć rozwijania z łatwością podpisują umowę. Oddycha z ulgą. Teraz jedzie do salonu i tam zajmuje się wszystkim co związane z remontem.
niedziela, 11 maja 2014
Little Abbie
Nic już ze mnie nie zostało. Pustka. Zabrał mi człowieczeństwo.
Tak bardzo go nienawidzę.
Tak bardzo cierpię.
Boli.
http://little-abbie-fanfiction.blogspot.com/
Tak bardzo go nienawidzę.
Tak bardzo cierpię.
Boli.
http://little-abbie-fanfiction.blogspot.com/
czwartek, 8 maja 2014
11. Skyfall.
~~*~~
Harry wychodzi z auta z torbą z prezentem i kieruje się do mieszkania Demi.
Dziewczyna chodzi boso po kuchni sprawdzając czy wszystko skończyła. Chyba tak. Bierze lek przeciwbólowy i idzie otworzyć drzwi.
- Wedle umowy jestem. - widzi bruneta.
Brunetka odsuwa się i wpuszcza go do środka. Cicho rozbrzmiewa w salonie Silence night.
Harry zdejmuje płacz i idą do salonu.
- Spędzałeś kiedyś święta tak?
- Jak miałem 11 lat.
- Czemu dotąd?
- Potem mieszkałem u wujka.
- Dlaczego?
- Wystarczył tydzień u niego na wakacjach. Żył tak beztrosko. Uciekałem do niego, aż w końcu zdenerwowany ojciec wywalił mnie za niewdzięczność. Pasowało mi to. Rodzice cały czas się kłócili, a ja miałem dość.
- Przynajmniej ich miałeś. No i wujka. Dobrze...- sięga po biały opłatek. Dzieli się nim z Harry'm. Nie składa życzeń czy innych takich ..Patrzy tylko na niego.
- Co mam ci powiedzieć?
- Nie każę ci nic mówić. Możemy milczeć - idzie do kuchni przynieść danie jakie udało jej się zrobić.
Jedzą rozmawiając bardzo luźno i wesoło.
- Dlaczego” słońce”?
- Czemu nie?
- To nie jest odpowiedź.
- Dobrze. Słońce jest stale. Zawsze wraca.
Chwilę zastawia się nad jego słowami.
- Masz rację. To usprawiedliwia moja decyzję
- Jeszcze jej nie znam.
- Powinieneś znać. Słońce wraca.
- Dobrze się zastanowiłaś?- chyba w głębi bał się tego wyboru.
- Może więcej łez tam wyleję i jestem tego pewna, ale boję się tu być. Wczoraj sąsiedzi mieli włamanie.
- Chcesz wrócić bo nie nasz innego wyjścia?
- Chcę wrócić bo choć trochę czuję się bezpieczna. Jeśli można to tak określić.
- Na pewno?
Kiwa lekko głową i idzie po prezent. Kupiła mu spodnie bo nie może patrzeć na przedarte na kolanach rurki .
Wymieniają się. Ona dostaje sukienkę. Krótszą niż inne które ma. Długi rękaw i płynąca złota nitka na bezowym kolorze.
- Dzięki - gdzież ona będzie ją nosić? Mimo wszystko uśmiecha się.
- Po prostu to sobie na tobie umiałem wyobrazić. Będziesz chciała to ubierzesz.
- Jasne. - śmiejąc się idzie po pierniki.
Każde coś opowiada gdy siedzą przy stole. W ogóle zachowują się inaczej. Chociaż dziewczyna wie że to krótkotrwałe. Potem razem sprzątają przy późnej już godzinie.
Idą do salonu. WłączAją telewizor i oglądają Kevina
Harry stara się skupić na filmie. Dziewczyna ułożona na jego kolanach, zasypia. Mężczyzna patrzy na nią z podziwem. Policzki ma zakryte włosami i spokojnie oddycha. Harry delikatnie przejeżdża palcami po jej ramieniu. Ciało Demi od razu się spina, ale po chwili rozluźnia. Dalej śpi podkładając dłonie pod policzek. Ten wkłada jedną rękę pod jej kolana , drugą pod głowę i niesie do sypialni.
Układa ją na łóżku. Zdejmuje jej buty i przykrywa. Upewnia się że śpi i wraca do salonu.
Przy pomocy nudnego filmu, zasypia na sofie. Demi widząc rano śpiącego Styles'a, po cichu przechodzi do łazienki. Ubiera czyste spodnie i białą koszulę, gdy jest odświeżona. Równie cicho idzie do kuchni. Robi śniadanie przy okazji sama jedząc. Naprawdę miło spędziła święta. Uśmiecha się pod nosem i prawie rozbija talerz gdy po odwróceniu się widzi stojącego w drzwiach Hazze.
Zamyka oczy i wypuszcza z ust powietrze. Jak człowiek może się tak cicho skradać?
- Boli cię?
- Jak wezmę tabletkę to nie.
- Ale teraz
- Teraz nie.
- Dobrze - razem jedzą.
Demi zastanawia się nad swoją decyzją. Może nie będzie jej, aż tak bardzo żałować.
- Kiedy Amanda wraca?
- Po nowym roku.
- Kiedy mogę to sprzedać?
- To od ciebie zależy - zaczyna sprzątać.
- Kiedy chcesz.
- Obojętnie. Będę mogła pracować?
- Demi kiedy chcesz się przeprowadzić?
- Najpierw powiedz czy będę mogła pracować.
- Odpowiadaj.
Wzrusza ramionami biorąc ciastka.
- 5 stycznia. - odpowiada po chwili.
- Dobra.
- Będę mogła?
- Od lutego.
- Jak przeżyję.. - mówi do siebie i idzie do salonu.
Harry wieczorem wraca do siebie. Przychodzi do niego Louis i siedzą pijąc piwo albo coś mocniejszego. Planują, rozmawiają.
sobota, 3 maja 2014
10. Na zawsze
Cierpienie, gniotąc nas, człowieka zmienia w głaz.
Demi siedzi w salonie. Ma klientów co chwila. Ciągle pytają czemu jej tak długo nie było.
"urlop" odpowiada każdemu. Gdy już ma zamykać wpadają jacyś mężczyżni. Żadnego nie zna. Ubrani w czarne stroje. Jeden z nich zatyka jej usta i mocno trzyma. Reszta szuka pieniędzy. Demi wierci się i próbuje krzyczeć. Jest przerażona. Kopie go nogą w piszczel i wyrywa. Próbuje dobiec do drzwi, ale drugi ją łapię i rzuca o ścianę. Słyszy kroki i rozmowy na korytarzu. Amanda! Ona to ma dar. Na szczęście dziewczyna słyszy też Liama.
- Pomocy! - krzyczy zanim dostaje w brzuch nogą.
Drzwi się otwierają a w nich stoi słyszany przez nią mężczyzna z bronią. Strzela w jednego z nich. Tylko, że tych jest trzech. Jeden z nich trzyma dziewczynę.
- Zabije ją - grozi .
- Puść.
- Zostaw broń na podłodze.
Liam powoli odkłada broń widzą na korytarzu Harrego z Zaynem. Demi patrzy na to wszystko przerażona. Mężczyzna mocno trzyma ją za włosy. Nie czuje już bólu. Złodzieje zabierają to po co tu przyszli. Liam pokazuje na palcach ilu ich jest. Harry kiwa głową i daje znać chłopakowi. Zayn rzuca pistolet Liamowi który od razu strzela a Harry zaraz po nim celuje w drugiego. No i cała trójka pada martwa na podłogę salonu. Demi też ląduje na ziemi.
Oddycha głęboko i szybko. Harry podbiega i kuca przy niej.
- Już? - pyta go cicho.
- Już słońce..
Obolała próbuje usiąść.
Mężczyzna pomaga jej. Potem bierze na ręce i niesie do auta. Wsadza i patrzy na nią.
- Jest w porządku słyszysz. Wszystko jest w porządku. - odgarnia jej włosy.
Nadal jest przestraszona. Gdyby oni nie przyszli ...Jej warga drży. - Boli..
- Co słońce? Demi co cię boli?
Ciągle na niego patrząc podnosi bluzkę. Przenosi nieobecny wzrok na złamane żebro.
- Kurwa.. Pojedziemy do lekarza. Pokażesz mu to? Skołuje kobietę. Dobra?
- Jesteś zły?
- Demi odpowiadaj.
- Pokażę..
Zamyka drzwi i wsiada do środka. Szybko ale uważnie jedzie do szpitala. Demi zamyka oczy bardzo śnięta.
- Harry fale ...- mówi i uśmiecha się. Zaczyna zasypiać.
- Ej Demi.. - ten nią telepie. - Opowiedz mi o...farbach do włosów. Chce się przefarbować.
- Nie ładnie ci będzie...
- Dlaczego?- udaje oburzenie.
- Tak ci bardzo ładnie... Jak bierzesz je na żel - mruczy ledwo podnosząc powieki.
- Ale mi się skończył. Jaki jest najlepszy?
- Lepsza jest pasta do włosów.
- Do zębów?
- Nie - śmieje się a potem jęczy z bólu.- Specjalna pasta układająca włosy w nieładzie .
- Tylko w niedzielę? To nie jest specjalna jak tylko w niedzielę je układa - parkuje pod szpitalem
- Jestem półprzytomna, ale wiem co mó...- odpływa.
Bierze ją na ręce i niesie do środka. Wymyśla wypadek i szybko się nią zajmują. Stoi na korytarzu, gdy ma operacje.
Nerwowo raz siada a już za chwilę wstaje i tak ciągle. Do szpitala przyjeżdża Amanda i Liam.
- Sprzątnęliście?
- Wszystko.
- Dobrze. Będziesz musiała teraz się nią zająć. 24 godziny na dobę.
- Sama.na to wpadlam - warczy. - To twoja wina.
- moja?
- Tak debilu. - Nawet Liam nie umie jej uspokoić.
- Nic złego nie zrobiłem - mówi przez zęby.
- Masz wrogów! Nie pomyślałeś, że ludzie Ethana będą się mścić?
- Użyje ciebie jako przynęty i zobaczę
Harry dostaje w twarz.
Przypiera dziewczyne mocno do ściany.
- Złamałbym ci tę dłoń ale musisz jej użyć do pomocy Demi.
- Od kiedy ci tak na niej zależy ?!
- Zamknij się. Amanda daj mi się polubić, tak będzie łatwiej.
Prycha mu w twarz.
- Nie wiem co on w tobie widzi - coraz mocniej ściska jej ramię.
- Puść ją - Liam go odpycha. Demi przewożą na zwykłą salę.
Harry łapie lekarza.
- Wszystko dobrze?
- W miarę. Płuco.usunęło się trochę.
- Co teraz?
- Poleży tydzień i może wyjść. Ma się nie przemęczać. Leżeć.
- Będzie.
- Jest przytomna. Może pan wejść.
Bez słowa zawraca i wchodzi na salę. Demi siedzi skrzywiona. Igły w jej rękach. Blee.
- Będziesz tu około tygodnia.
- Harry? Dziękuję. Gdybyście nie przyszli ...Wisisz mi 10 centów.
- Zamknij się Demi. Leżysz i nic nie mówisz. Chyba że jakieś pytanie. Jest jakieś?
- Oddasz mi 10 centów?
- Jak wyjdziesz.
- No dobra - mówi. Po kilku minutach zsuwa się z łóżka.
- Co ty robisz?
Krzywiąc się z bólu razem.z kroplówką idzie do toalety. Harry robi dosłownie za jej cień, a do ubikacji karze iść Amandzie. Robi siusiu i myje ręce. Patrzy na swoją poobijaną twarz.
- Zajmę się tobą w domu. Spokojnie. Będę super pielęgniarką.- słyszy
- Nie musisz.
- Przecież wiesz że to zrobię.
- Nic mi nie jest. - obmywa wargę.
- Całowałaś się z nim? - pyta zmieniając temat.
- Czemu pytasz?
- No powiedz
- Pocałował mnie..
- Oddałaś pocałunek?
- On jest inny..
- Mów, opowiadaj. - bierze proszki przeciwbólowe .
- wtedy na samym początku mówił tyle ohydnych rzeczy...
- Zrobił ci coś? - patrzy na nią. Toaleta jest ciasna, ale stoją w niej.
- Musiałam się myć przy nim, ale mogłam w bieliźnie. Jego wzrok był dziwny, wcale nie obcy.
- A teraz jak jest?
- Wiem że jest zły, ale uwielbiam go.
Uśmiecha się do niej. Po pół godzinie rozmowy wychodzą. Tym razem Styles się nie patyczkuje i zanosi dziewczynę do łóżka.
- Wiesz, że mam nogi?
- Bardzo ładne z resztą.
- Lubię na nich chodzić - kładzie ją. Przytula się do poduszki.
- Śpij słońce.
- A będziesz?
- A mam być?
- Będę się bać..
- Nie dotknę cię - zarzeka się.
- Dlatego zostań.
- Śpij - siada na krześle.
Kręci głową. Przesuwa się na łóżku i podnosi kołdrę.
- Demi ja nie mogę.
- Jak zasnę to wrócisz na krzesło skoro nie możesz.
- Tak nie zaśniesz?
- Zadam pytanie, bo inaczej nie zrozumie.- mówi do siebie. - Mógłbyś położyć się obok?
- Nie mogę już mówiłem, ale to zrobię..- zajmuje wyznaczone miejsce - ..bo zaczynasz słuchać.
- Skomplikowany tok myślenia. - mruczy zamykając oczy.
- Śpij słońce - powtarza.
Ta bardzo grzecznie słucha. Odpływa. Tak jak było ustalone Demi wychodzi po tygodniu.
Od razu kolejnego dnia chce iść do pracy.
- Masz leżeć - upomina ją chłopak ubierając na siebie kurtkę.
- Cały tydzień leżałam.
- Leż. - mówi mniej spokojnie.
- No, ale ja muszę tam iść...- mówi smutno i siada ma fotelu
- Bo?
- Mam umówionych klientów .
- Blondynka odwołała.
- Gdzie idziesz?
- Do domu. Nie jestem tu potrzebny. Miałem dać ci spokój, ale ciągle coś odwalasz.
- To nie moja wina, że mnie chcieli okraść.
- Nie twoja, nie.
Wstaje i przechodzi na kanapę. Teraz jest wyższa. Zakłada ręce na biodra zagryzając wargę. - Dobra. To sobie idź. - mówi obrażona. - Tylko masz przyjść za dwa dni bo będzie Wigilia.
- Nie szarżuj tak, nie wolno ci.
- Słuchaj co mówię.
- Święta nie są dla mnie.
- Zauważyłam, wiem jaki jesteś. Ale święta to nie tylko Bóg. Czas spędzony razem
- Więc spędzaj go sobie razem z innymi
- Nie mam z kim. Nikogo nie będzie.
- Amanda, Liam. Są tu bo mi mówił.
- Nie. Mandy jedzie do rodziców do Liverpoolu. Dziś dzwonili.
- Jedź z nią. Jesteście jak siostry.
- Tam i tak będzie dużo osób - chodzi po kanapie.- Dobra. Nie ważne
Cześć - macha mu i idzie do kuchni.
- Coś za coś - mówi wkładając do kieszeni telefon.
- Co? - wygląda do niego.
- Masz się ślicznie ubrać jak wtedy i powiedzieć mi co da ci chociaż trochę poczucia bezpieczeństwa. Masz dwa dni żeby się zastanowić. Więc?
- Mogę ci odpowiedzieć nawet teraz - wzrusza ramionami. - Jak będziesz ze mną.mieszkal. Bo wiem jaki jesteś i wiem., że umiesz obronić.
Chłopak stoi jak wmurowany. Uciekała od niego, bała się, nienawidziła.
- Przecież tu zawsze ktoś jest.
- Amanda, nie wie co to paralizator. Drzwi można wyłamać za drugim kopnieciem mężczyzny.
- Liam praktycznie tu mieszka. - chłopak wie jak to się może skończyć.
- Tym masz dom "azyl". Widziałam te wszystkie blokady, telewizor pokazuje ekrany z kamer. Są jakieś dziwne przejścia i stalowe, zasuwane pomieszczenie. Serce domu. I nie mówię że chcę w nim mieszkać. Po prostu ty masz prawo czuć się bezpiecznie bo umiesz to sobie zagwarantować.
- Nie będę tu mieszkał, a twój powrót do mnie wiąże się z paroma rzeczami.
Wzdycha.
- Domyślam się, ale nie oto mi chodzi. Tylko tobie może tak miało się powieść, a ja mam żyć i bać się?
- Chce sprawić żebyś się nie bała.
- Dlaczego?
- Bo to głupie.
- Co jest głupie
- Demi skończ temat.
- Kazałeś zadawać pytania - wyjmuje z torebki portfel. Wsuwa mu do kieszeni tyle ile wydała na buty i idzie robić obiad.
Kładzie je ma stole. Idzie do niej i odwraca w swoją stronę.
- Przyjdę a ty masz przygotować odpowiedź. Umowa stoi?
- Już ci odpowiedziałam.
- A ja dalej jej nie znam.
- Nie słuchasz.
- Co mogę zrobić?
- Dlaczego tu nie zamieszkasz?
- To nie jest mój "azyl" słońce.
- Mój też.
- Gorąco mi sie robi. Odpowiedz na pytanie.
- Z czym wiąże się mieszkanie z tobą ?
- Wrócą zasady. Mogę krzyknąć. Będę się starał nie, ale mogę wywołać u ciebie łzy.
- Nic nowego. - wzdycha.
- Nie wystarczy "stop, chce wyjść"
- Dobra Harry wiem. Masz swoje dziwne urojenia i nic nie poradzimy .
- Będziesz słuchać, będzie dobrze.
- Weź pieniądze.
- Nie. Jakaś decyzja? Nie musisz teraz.
- Powiem ci za dwa dni. Weź, bo są twoje.
- Buty to prezent. - mówi i wychodzi.
Dziewczyna kończy jeść obiad i wychodzi do centrum. Chce kupić sukienkę i prezent Harry'emu. Jest jaki jest ale to święta.
czwartek, 1 maja 2014
9. Story of my life.
~*~
Demi wychodzi z mieszkania dość wcześnie. Idzie pod SPA. Jej auto nadal tu stoi.
Wchodzi na górę i otwiera gabinet kluczami które już jakiś czas temu dał jej Harry. siedzi na krześle obracając się. Wychodzi po godzinie. Nie wie co zrobić z tym miejscem. Idzie do sklepu. Nie ma pieniędzy. Ogląda wystawy.
Gdy widzi śliczne buty jest na siebie zła że nie wzięła karty od Hazzy.
Wzdycha zrezygnowana. Spaceruje po centrum handlowym kolejne godziny. Zapomniała co to kosmetyki i sukienki. Włosy wiecznie ma związane, a na sobie szare dresowe spodnie i duże koszulki. Bardzo lubi nowe mieszkanie choć ciągle jest w nim Liam lub Niall no i czasem Styles. Siada w parku i ogląda bawiące się dzieci. Są bezpieczne wśród rodziców. Ona nigdy ich nie miała. Nigdy nie była bezpieczna.
Bezpieczeństwo jest jej zupełnie obce. Cały czas musiała się bać. Siada obok niej chłopak. Ten od tira. Chyba tak.
- Oddałabym, ale nie mam.
- Daj spokój. Mam nadzieję że się przydały.
- Szczerze? Nie.
- Jestem Travis. - podaje jej rękę.
- Caroline Demi - podaje mu swoją.
- mogę pomóc?
Kręci głową.
- W uczuciach nie da się pomóc.
- Zdradził?
Powtórnie kręci głową.
- Nie zdradził.
- Nie drążę.
Patrzy w niebo, a potem na chłopaka.
- Jesteście trudni w obsłudze.
- Przy was? W życiu.
- Jak to? Jesteście. I macie wadę. Gdy coś nie idzie po waszej myśli, denerwujecie się.
- Zazwyczaj tak wła..- przerywa im telefon dziewczyny.
- Przepraszam - mówi speszona i odbiera komórkę. - Tak?
- Kto to jest?
- Co? - marszczy brwi.
- Kim jest ten gość?
- Skąd ty... - rozgląda się, ale nie dostrzega Harry'ego. Patrzy na Travisa. - Ko...kolega.
- Chcesz z nim gadać?
- Nic mi nie zrobi. Ale ja już idę do domu.
- Oddaj mu to co ci pożyczył.
- Skąd wiesz, że coś mi pożyczył i nie mam pieniędzy.
- Masz w tylnej kieszeni. 7,5 euro jest jego.
Przytrzymuje telefon przy ramieniu i sięga do kieszeni, aby wyjąć.
- Proszę..
- Wracasz na nogach czy ze mną?
- Nie wiem nawet gdzie stoisz.
- To nie przeszkadza w odpowiedzi.
- Z tobą.
- Jak miło - słyszy zmianę w jego głosie. - Jestem Harry. - widzi rękę mężczyzny skierowaną w stronę Travisa.
Blondyn nieco zaskoczony wstaje i wita się ze Styles'em.
- Travis.
- Dzięki za pomoc.
- Będę szedł. Trzymaj się - przytula ją.
- Skończ. - delikatnie zostaje odepchnięty przez Stylesa. - Lubię cię jak na razie więc tego nie psuj.
- Pa - dziewczyna pociera ramiona i mu macha.
- No słońce idziemy.
Idą w kierunku auta Harry'ego. Mężczyzna otwiera jej.drzwi i rusza po chwili.
Demi przygląda się swoim paznokciom. Zdecydowanie postanawia je dziś pomalować.
- Przeszkodziłem ci?
- W czym? - pyta zdezorientowana. - Aa... przypadkowo go spotkałam. - wzrusza ramionami.
- Czy przeszkodziłem ci w dniu?
- No nie - tłumaczy mu. - Chodziłam tak o.
- Dałem wybór. Nie musiałaś ze mną jechać. Robisz to bo chciałaś.
- Nie tłumacz mi tego. - odpowiada patrząc na niego. - Wiem co chciałam.
- Dobrze że to jest jasne.
- Stój - mówi gdy przejeżdża obok centrum handlowego. - Proszę.
Staje i patrzy na nią.
- Ponieważ...- wyłamuje sobie palce nie wiedząc jak dobrze sformułować prośbę.
- Zostaw. - łapie jej dłonie.
- Bo..ja chcę coś kupić, ale nie mam pieniędzy...- nie wyrywa się.
- Zgubiłaś kartę?
- W ogóle jej nie wzięłam.
- Mogłem się domyślić. 4601 - daje jej kartę.
- Dzięki...- wysiada prawie się wywracając.
- Czekać na ciebie?
- Nie będzie mnie dziesięć minut.
- To nie jest odpowiedź dziewczyno.
Wznosi oczy do nieba, ale w ciąż jest spokojna.
- Tak, proszę poczekaj.
- Idź. - opiera się o fotel.
Poprawia koszulę i kucyka. Wchodzi do sklepu. Świetnie, kupuje buty których i tak pewnie nie założy. Wracają w końcu do mieszkania. Dziękuje mu i zamyka się w sypialni. Amandy i Liama dzisiaj nie ma. Dziewczyna napuszcza wody do wanny i rozbiera się. Wchodzi do środka zanurzając się po szyję.
- Weź się w garść...jesteś dziewczyną - mówi do siebie. Sięga po kosmetyczkę.
Sprawdza jej zawartość i myśli co jej się przyda. Najpierw pielęgnuje swoje ciało. Zapomniała nawet, że ma balsamy i masło kakaowe. Uśmiecha się czując zapach tego wszystkiego. Wychodzi z wanny po całej godzinie. Siada na jej brzegu i bierze czerwony lakier. Maluje wszystkie paznokcie. Czeka, aż lakier wyschnie susząc swoje włosy. Sięga po bieliznę i ubiera ją. Dokładnie przegląda się w lustrze. Jest jak kiedyś. Przejeżdża palcami po koronce. Niech chociaż dla siebie będzie ładna. Może rzeczywiście można było jej pomóc chociażby w jak to powiedział Harry jakiś chory i popieprzony sposób.
Może go zapyta. Wychodzi z łazienki nie mając w niej ubrań.
- Już się mia...co tak paradujesz?- mężczyzna przełyka widocznie śline.
Demi robi się czerwona.
- Nie wzięłam ubrań - podchodzi do szafy.
- Prześcieradło umiesz spod dorosłego faceta wyciągnąć, a teraz brak ubrań to kłopot?
- Ale nie jestem naga. A wtedy byłam. To inna sprawa - wyciąga sukienkę.
- Niech będzie. Jest lepiej - mówi widząc co dziewczyna ubiera.
- Nie pasuje... - przegląda się w lustrze. - Za grubo.
- Za grubo?
- Dziewczyny z nadwagą, nie powinny chodzić w sukienkach. Na pewno nie ja.
- Nie mów tak.
Poprawia sukienkę rękoma. Sięga jej do pół uda. Zakłada kupione buty.
- Jesteś piękna.
Patrzy na mężczyznę zaskoczona jego komplementem. No bo kto jej to mówił? Zasłania czerwone policzki włosami.
- Zawsze byłaś. Teraz tylko komponujesz to z zasłużoną oprawą.
- Dobra, lepiej to zdejmę - mówi cicho szukając czegoś w szafie. Sama nie wie czego.
- Niby po co? Jest świetnie.
- I co? Mam tak po domu chodzić?
- Nie wiem Demi. Jak chcesz..
Siada zrezygnowana na łóżku.
- Lepiej mi powiedz jaki to sposób.
- Na co?
- Na pomoc.
- Pom... zapomnij. Psycholog. Jedno słowo i od razu masz wizytę.
- Obcy człowiek wysłuchujący moich problemów. Zjesz kolację>
- A zjesz ze mną?
- Tak - pstryka palcami.
- Jeśli chcesz możemy wyjść na kolację. decyzji należy do ciebie.
- Nie, nie wychodźmy. Proszę. - podnosi się z łóżka, omija Harry'ego i idzie do kuchni.
- Pomóc?- wstaje za nią.
- Umiesz gotować?
- Nie bardzo - drapie się po karku.
Ta się uśmiecha i kręci głową.
- To poczekaj.
- No dobra. - siada przy wyspie i ją obserwuje.
Krąży po kuchni gotując im kolację.
- Jak ci się tu mieszka?
- No... Może być. - odpowiada.
- Jeśli wolisz dom lub inne miejsce mów.
- Nie jestem wymagająca.
- Powiedz jeśli chcesz. To żaden problem.
- Jest dobrze. Po prostu i tak nie czuję się bezpiecznie. Lubisz pomidory?
- Dałbym ci ochronę, ale nie chcesz jakiś mężczyzn. Co mogę zrobić?- ignoruje jej pytanie.
- Gdybym wiedziała... Nie wiem co to bezpieczeństwo - kroi warzywa.
Harry’ego szlak trafia na swoją bezradność. Dziewczyna już nic nie mówi. Wyjmuje talerze i kończy kolację. Podaje do stołu.
Siadają i jedzą. Oboje spokojnie zajmują się swoimi myślami. Demi je pomału, w pewnym momencie przyglądając się tylko brunetowi.
- Mam udać że nie widzę?- słyszy.
Budzi się z transu.
- Czemu nie masz dziewczyny?
- Tyle ile mi trzeba było miałem.
- No dobra.
- Wiesz jak to wygląda od środka. Łatwo się denerwuje.
- Ale nadajesz się na chłopaka.
- Jestem wymagający i wybredny, ale słowny o czym też się przekonałaś.
- Też prawda - kończy posiłek. - Ale przystojny i mądry...No czasem.
- W przeciwieństwie do ciebie znam swoją wartość.
- Ja nie mam żadnej wartości, od tego trzeba zacząć.
- Demi, bo zjebiesz to wszystko…
Wystawia do niego otwartą rękę. Fajnie, że chociaż jej jednej zasady się trzyma.
- Może jakiś abonament wykupie?- daje jej monetę.
Zaczyna się śmiać i sprząta po kolacji. Tym razem mężczyzna jej pomaga.
Idą do salonu.
- Wrócę za godzinę. - Demi ubiera płaszcz.
- Jest późno... Poza tym będę już szedł.
- Szkoda. - schodzą na dół. Patrzy jak wsiada do auta.
- Demi gdzie ty chcesz iść?- krzywi się.
- W kościele grają koncert.
- Mogę cię zawieść?
- Przecież jedziesz tam - pokazuje ręką na drugą stronę. - A ja tam - teraz za siebie.
- To nie jest problem.
Kiwa głową. Wsiadają do auta.
- Zaczekam. - dziewczyna wychodzi
Idzie do środka. Siada na ławce. nie ma mszy, ale piękny chór śpiewa.
Bardzo jej się podoba.
Wychodzi.po mniej niż godzinie. Harry czeka jak mówił. Dziewczyna idzie ostrożnie, bo jest ciemno a ona jest w szpilkach.
Wchodzi do auta, a chłopak rusza.
Odwozi ją do mieszkania.
- Dobranoc.
- Dziękuję. Cześć - idzie na górę.
Harry wraca do siebie. Zdejmuje koszule, bierze piwo i idzie do salonu. Staję opierając się o okno i patrzy przez nie. Zaczyna padać i się błyskać. Niewzruszony ogląda to zjawisko.
Przeszkadza mu Zayn z Louisem. Ciągną za sobą jakąś skrzynię i stawiają ją w salonie.
- Brawo.
- Tu masz broń. A tu - Louis pokazuje na czarną teczkę. - 1/10 rezerw
- Jak Perrie?
- Chodzi na terapię...
- Chcecie?- pokazuję na piwo.
Biorą butelki i cały wieczór rozmawiają o kolejnej akcji.
- Muszę sobie kogoś znaleźć - mówi Louis.
- Głębokie myśli
- No to pójdę sobie do SPA.
- Louis..- Styles mówi ostrzegając.
- Tak kochanie?
- Ja ci w końcu wpierdole. - gadają jeszcze długo i odpływają.
Subskrybuj:
Posty (Atom)