~*~
Demi wychodzi z mieszkania dość wcześnie. Idzie pod SPA. Jej auto nadal tu stoi.
Wchodzi na górę i otwiera gabinet kluczami które już jakiś czas temu dał jej Harry. siedzi na krześle obracając się. Wychodzi po godzinie. Nie wie co zrobić z tym miejscem. Idzie do sklepu. Nie ma pieniędzy. Ogląda wystawy.
Gdy widzi śliczne buty jest na siebie zła że nie wzięła karty od Hazzy.
Wzdycha zrezygnowana. Spaceruje po centrum handlowym kolejne godziny. Zapomniała co to kosmetyki i sukienki. Włosy wiecznie ma związane, a na sobie szare dresowe spodnie i duże koszulki. Bardzo lubi nowe mieszkanie choć ciągle jest w nim Liam lub Niall no i czasem Styles. Siada w parku i ogląda bawiące się dzieci. Są bezpieczne wśród rodziców. Ona nigdy ich nie miała. Nigdy nie była bezpieczna.
Bezpieczeństwo jest jej zupełnie obce. Cały czas musiała się bać. Siada obok niej chłopak. Ten od tira. Chyba tak.
- Oddałabym, ale nie mam.
- Daj spokój. Mam nadzieję że się przydały.
- Szczerze? Nie.
- Jestem Travis. - podaje jej rękę.
- Caroline Demi - podaje mu swoją.
- mogę pomóc?
Kręci głową.
- W uczuciach nie da się pomóc.
- Zdradził?
Powtórnie kręci głową.
- Nie zdradził.
- Nie drążę.
Patrzy w niebo, a potem na chłopaka.
- Jesteście trudni w obsłudze.
- Przy was? W życiu.
- Jak to? Jesteście. I macie wadę. Gdy coś nie idzie po waszej myśli, denerwujecie się.
- Zazwyczaj tak wła..- przerywa im telefon dziewczyny.
- Przepraszam - mówi speszona i odbiera komórkę. - Tak?
- Kto to jest?
- Co? - marszczy brwi.
- Kim jest ten gość?
- Skąd ty... - rozgląda się, ale nie dostrzega Harry'ego. Patrzy na Travisa. - Ko...kolega.
- Chcesz z nim gadać?
- Nic mi nie zrobi. Ale ja już idę do domu.
- Oddaj mu to co ci pożyczył.
- Skąd wiesz, że coś mi pożyczył i nie mam pieniędzy.
- Masz w tylnej kieszeni. 7,5 euro jest jego.
Przytrzymuje telefon przy ramieniu i sięga do kieszeni, aby wyjąć.
- Proszę..
- Wracasz na nogach czy ze mną?
- Nie wiem nawet gdzie stoisz.
- To nie przeszkadza w odpowiedzi.
- Z tobą.
- Jak miło - słyszy zmianę w jego głosie. - Jestem Harry. - widzi rękę mężczyzny skierowaną w stronę Travisa.
Blondyn nieco zaskoczony wstaje i wita się ze Styles'em.
- Travis.
- Dzięki za pomoc.
- Będę szedł. Trzymaj się - przytula ją.
- Skończ. - delikatnie zostaje odepchnięty przez Stylesa. - Lubię cię jak na razie więc tego nie psuj.
- Pa - dziewczyna pociera ramiona i mu macha.
- No słońce idziemy.
Idą w kierunku auta Harry'ego. Mężczyzna otwiera jej.drzwi i rusza po chwili.
Demi przygląda się swoim paznokciom. Zdecydowanie postanawia je dziś pomalować.
- Przeszkodziłem ci?
- W czym? - pyta zdezorientowana. - Aa... przypadkowo go spotkałam. - wzrusza ramionami.
- Czy przeszkodziłem ci w dniu?
- No nie - tłumaczy mu. - Chodziłam tak o.
- Dałem wybór. Nie musiałaś ze mną jechać. Robisz to bo chciałaś.
- Nie tłumacz mi tego. - odpowiada patrząc na niego. - Wiem co chciałam.
- Dobrze że to jest jasne.
- Stój - mówi gdy przejeżdża obok centrum handlowego. - Proszę.
Staje i patrzy na nią.
- Ponieważ...- wyłamuje sobie palce nie wiedząc jak dobrze sformułować prośbę.
- Zostaw. - łapie jej dłonie.
- Bo..ja chcę coś kupić, ale nie mam pieniędzy...- nie wyrywa się.
- Zgubiłaś kartę?
- W ogóle jej nie wzięłam.
- Mogłem się domyślić. 4601 - daje jej kartę.
- Dzięki...- wysiada prawie się wywracając.
- Czekać na ciebie?
- Nie będzie mnie dziesięć minut.
- To nie jest odpowiedź dziewczyno.
Wznosi oczy do nieba, ale w ciąż jest spokojna.
- Tak, proszę poczekaj.
- Idź. - opiera się o fotel.
Poprawia koszulę i kucyka. Wchodzi do sklepu. Świetnie, kupuje buty których i tak pewnie nie założy. Wracają w końcu do mieszkania. Dziękuje mu i zamyka się w sypialni. Amandy i Liama dzisiaj nie ma. Dziewczyna napuszcza wody do wanny i rozbiera się. Wchodzi do środka zanurzając się po szyję.
- Weź się w garść...jesteś dziewczyną - mówi do siebie. Sięga po kosmetyczkę.
Sprawdza jej zawartość i myśli co jej się przyda. Najpierw pielęgnuje swoje ciało. Zapomniała nawet, że ma balsamy i masło kakaowe. Uśmiecha się czując zapach tego wszystkiego. Wychodzi z wanny po całej godzinie. Siada na jej brzegu i bierze czerwony lakier. Maluje wszystkie paznokcie. Czeka, aż lakier wyschnie susząc swoje włosy. Sięga po bieliznę i ubiera ją. Dokładnie przegląda się w lustrze. Jest jak kiedyś. Przejeżdża palcami po koronce. Niech chociaż dla siebie będzie ładna. Może rzeczywiście można było jej pomóc chociażby w jak to powiedział Harry jakiś chory i popieprzony sposób.
Może go zapyta. Wychodzi z łazienki nie mając w niej ubrań.
- Już się mia...co tak paradujesz?- mężczyzna przełyka widocznie śline.
Demi robi się czerwona.
- Nie wzięłam ubrań - podchodzi do szafy.
- Prześcieradło umiesz spod dorosłego faceta wyciągnąć, a teraz brak ubrań to kłopot?
- Ale nie jestem naga. A wtedy byłam. To inna sprawa - wyciąga sukienkę.
- Niech będzie. Jest lepiej - mówi widząc co dziewczyna ubiera.
- Nie pasuje... - przegląda się w lustrze. - Za grubo.
- Za grubo?
- Dziewczyny z nadwagą, nie powinny chodzić w sukienkach. Na pewno nie ja.
- Nie mów tak.
Poprawia sukienkę rękoma. Sięga jej do pół uda. Zakłada kupione buty.
- Jesteś piękna.
Patrzy na mężczyznę zaskoczona jego komplementem. No bo kto jej to mówił? Zasłania czerwone policzki włosami.
- Zawsze byłaś. Teraz tylko komponujesz to z zasłużoną oprawą.
- Dobra, lepiej to zdejmę - mówi cicho szukając czegoś w szafie. Sama nie wie czego.
- Niby po co? Jest świetnie.
- I co? Mam tak po domu chodzić?
- Nie wiem Demi. Jak chcesz..
Siada zrezygnowana na łóżku.
- Lepiej mi powiedz jaki to sposób.
- Na co?
- Na pomoc.
- Pom... zapomnij. Psycholog. Jedno słowo i od razu masz wizytę.
- Obcy człowiek wysłuchujący moich problemów. Zjesz kolację>
- A zjesz ze mną?
- Tak - pstryka palcami.
- Jeśli chcesz możemy wyjść na kolację. decyzji należy do ciebie.
- Nie, nie wychodźmy. Proszę. - podnosi się z łóżka, omija Harry'ego i idzie do kuchni.
- Pomóc?- wstaje za nią.
- Umiesz gotować?
- Nie bardzo - drapie się po karku.
Ta się uśmiecha i kręci głową.
- To poczekaj.
- No dobra. - siada przy wyspie i ją obserwuje.
Krąży po kuchni gotując im kolację.
- Jak ci się tu mieszka?
- No... Może być. - odpowiada.
- Jeśli wolisz dom lub inne miejsce mów.
- Nie jestem wymagająca.
- Powiedz jeśli chcesz. To żaden problem.
- Jest dobrze. Po prostu i tak nie czuję się bezpiecznie. Lubisz pomidory?
- Dałbym ci ochronę, ale nie chcesz jakiś mężczyzn. Co mogę zrobić?- ignoruje jej pytanie.
- Gdybym wiedziała... Nie wiem co to bezpieczeństwo - kroi warzywa.
Harry’ego szlak trafia na swoją bezradność. Dziewczyna już nic nie mówi. Wyjmuje talerze i kończy kolację. Podaje do stołu.
Siadają i jedzą. Oboje spokojnie zajmują się swoimi myślami. Demi je pomału, w pewnym momencie przyglądając się tylko brunetowi.
- Mam udać że nie widzę?- słyszy.
Budzi się z transu.
- Czemu nie masz dziewczyny?
- Tyle ile mi trzeba było miałem.
- No dobra.
- Wiesz jak to wygląda od środka. Łatwo się denerwuje.
- Ale nadajesz się na chłopaka.
- Jestem wymagający i wybredny, ale słowny o czym też się przekonałaś.
- Też prawda - kończy posiłek. - Ale przystojny i mądry...No czasem.
- W przeciwieństwie do ciebie znam swoją wartość.
- Ja nie mam żadnej wartości, od tego trzeba zacząć.
- Demi, bo zjebiesz to wszystko…
Wystawia do niego otwartą rękę. Fajnie, że chociaż jej jednej zasady się trzyma.
- Może jakiś abonament wykupie?- daje jej monetę.
Zaczyna się śmiać i sprząta po kolacji. Tym razem mężczyzna jej pomaga.
Idą do salonu.
- Wrócę za godzinę. - Demi ubiera płaszcz.
- Jest późno... Poza tym będę już szedł.
- Szkoda. - schodzą na dół. Patrzy jak wsiada do auta.
- Demi gdzie ty chcesz iść?- krzywi się.
- W kościele grają koncert.
- Mogę cię zawieść?
- Przecież jedziesz tam - pokazuje ręką na drugą stronę. - A ja tam - teraz za siebie.
- To nie jest problem.
Kiwa głową. Wsiadają do auta.
- Zaczekam. - dziewczyna wychodzi
Idzie do środka. Siada na ławce. nie ma mszy, ale piękny chór śpiewa.
Bardzo jej się podoba.
Wychodzi.po mniej niż godzinie. Harry czeka jak mówił. Dziewczyna idzie ostrożnie, bo jest ciemno a ona jest w szpilkach.
Wchodzi do auta, a chłopak rusza.
Odwozi ją do mieszkania.
- Dobranoc.
- Dziękuję. Cześć - idzie na górę.
Harry wraca do siebie. Zdejmuje koszule, bierze piwo i idzie do salonu. Staję opierając się o okno i patrzy przez nie. Zaczyna padać i się błyskać. Niewzruszony ogląda to zjawisko.
Przeszkadza mu Zayn z Louisem. Ciągną za sobą jakąś skrzynię i stawiają ją w salonie.
- Brawo.
- Tu masz broń. A tu - Louis pokazuje na czarną teczkę. - 1/10 rezerw
- Jak Perrie?
- Chodzi na terapię...
- Chcecie?- pokazuję na piwo.
Biorą butelki i cały wieczór rozmawiają o kolejnej akcji.
- Muszę sobie kogoś znaleźć - mówi Louis.
- Głębokie myśli
- No to pójdę sobie do SPA.
- Louis..- Styles mówi ostrzegając.
- Tak kochanie?
- Ja ci w końcu wpierdole. - gadają jeszcze długo i odpływają.
Kolejny raz mówie , pisz wyraźniej , mówię ci na prawdę ciezko się połapać :) - Justyna
OdpowiedzUsuńŚwietne <3
OdpowiedzUsuńŚlicznotka kocham *_* Jaki Harry miły :0 -Ruffina
OdpowiedzUsuńA i mam pytanie mozesz mi podać link do opowiadania o Louisie i Mercedes ?? :)
OdpowiedzUsuńWejdz w spis moich blogow :)
Usuńsuper?
Usuńto za mało powiedzinae rewelacyjny rozdział nie mogę się doczekać next
UsuńŚwietny rozdział, jak zawsze. Czekam na następny. Loffciam <333
OdpowiedzUsuńawofodfnhdrgbnihnfsi *___*
OdpowiedzUsuńBOOOSKI <3
CZEKAM NA NN :*
Dzięki :*
OdpowiedzUsuńsuper rozdział! <3 czekam na nn i weny życze :*
OdpowiedzUsuńxx
następny!*o*
OdpowiedzUsuńkocham tego bloga!:)
Kocham to! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńDalej <3
OdpowiedzUsuńhahaha . Ostatnie słowa harrego .hahahaha
OdpowiedzUsuńświetny
No no najlepsze końcówka :)
OdpowiedzUsuń